Miała być profesjonalna sortownia odpadów ze sprzętem do odzysku materiałów wtórnych, a wyszła śmieciowa maszynka do zarabiania pieniędzy. To w skrócie ustalenia śledczych, którzy wzięli pod lupę składowisko, na którym ponad dwa lata temu wybuchł gigantyczny pożar. Według prokuratury powstał on w wyniku celowego podpalenia, jakich miało być tam wiele na przestrzeni lat, co narażało na niebezpieczeństwo ludzi i środowisko. Szefowie spółki właśnie zostali oskarżeni i wkrótce staną przed sądem.
W nocy z 17 na 18 maja 2017 roku do strażaków dotarła informacja o pożarze składowiska odpadów przy ulicy Dobrzejowskiej w Legnicy. Ogniem objęta była powierzchnia o wymiarach 200 na 100 metrów. Z płomieniami sięgającymi trzech metrów walczyło 18 zastępów.
Przez cały dzień strażacy dogaszali trudno dostępne zarzewia. Jak to bywa w tego typu pożarach, hałdy śmieci trzeba było rozbijać, aby mieć pewność, że nigdzie się nie tli. Akcja zakończyła się dopiero po kilkudziesięciu godzinach. Nikt nie został poszkodowany.
Akt oskarżenia
Legnicka prokuratura wszczęła śledztwo, aby wyjaśnić jak doszło do pożaru, ale też prześwietlić sposób zarządzania składowiskiem przez spółkę, której działania budziły poważne wątpliwości m.in. Dolnośląskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska, ale też okolicznych mieszkańców i firm sąsiadujących ze składowiskiem.
- Prokurator przedstawił zarzuty popełnienia przestępstwa nieumyślnego sprowadzenia zdarzenia powszechnie niebezpiecznego w postaci pożaru i gwałtownego rozprzestrzenienia się substancji trujących oraz nieodpowiedniego postępowania z odpadami i zanieczyszczenia środowiska ówczesnej prezes zarządu tej spółki Ewie G. oraz pełnomocnikowi spółki Tomaszowi G. - poinformowała Lidia Tkaczyszyn, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Przeciwko tym dwóm osobom właśnie skierowano do sądu akt oskarżenia. Jak ustalono w toku śledztwa, oboje byli udziałowcami spółki. Ich zadania były podzielone - kobieta oficjalnie reprezentowała firmę przed organami administracyjnymi, natomiast mężczyzna kierował funkcjonowaniem składowiska.
'Surowce sprzedawali"
Śledczy przyjrzeli się sposobom zarządzania spółką od samego początku jej istnienia. Z dokumentacji wynika, że uzyskała ona pozwolenie na zbieranie i przetwarzanie odpadów, również tych niebezpiecznych. W związku z tym zobligowana została do wybudowania wielofunkcyjnej hali przeróbczej, w której miały się znajdować m.in. magazyn, czy sortownia.
- Oskarżeni nie wybudowali ani takiego obiektu, ani niezbędnej do prowadzenia tego rodzaju działalności gospodarczej wewnętrznej instalacji kanalizacyjnej umożliwiającej zbieranie zanieczyszczonych odpadami wód opadowych i roztopowych. Wykonali jedynie bez pozwolenia na budowę prowizoryczną instalację do sortowania odpadów. Wykorzystując tę instalację, sortowali odpady odzyskując różne surowce, które następnie sprzedawali. Duża część z odpadów, której podczas sortowania nie wykorzystano, zalegała w pryzmach na składowisku w warunkach oraz w sposób niezgodny z obowiązującymi w tym zakresie przepisami - tłumaczy Tkaczyszyn.
Zamiast przewozić odpady do spalarni, czy na legalne składowiska, według prokuratury, pracownicy zatrudnieni przez Ewę G. i Tomasza G. dokonywali po godzinach, albo w dni wolne od pracy, kontrolowanych podpaleń. Unoszący się dym znad składowiska był widziany wielokrotnie, a charakterystyczny odór drapał w nozdrza.
- Obiekt przy ulicy Dobrzejowskiej stanowił w istocie nieuporządkowane wysypisko, a nie składowisko i zakład przetwarzania odpadów jako urządzony zgodnie z przepisami obiekt zorganizowanego deponowania odpadów oraz selekcji i odzysku materiałów wtórnych - przyznaje rzecznik legnickiej prokuratury.
Zdegradowane środowisko
Biegli stwierdzili, że działalność spółki w latach 2017-2018 spowodowała straty w lokalnym ekosystemie. Badania próbek gleby wykazały występowanie na tej działce dużych wartości metali ciężkich oraz olbrzymich zawartości dioksyn. W trakcie pożarów do powietrza wyemitowano niemożliwe do zmierzenia ilości zanieczyszczeń. Jakość wód powierzchniowych i podziemnych została obniżona. To wszystko - według śledczych - stanowiło realne zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi, ale też zwierząt i roślin.
Oskarżonym grozi do 5 lat więzienia. Obecnie toczą się postępowania administracyjne w sprawie cofnięcia ich spółce pozwoleń na prowadzenie działalności.
Do zdarzenia doszło w Legnicy przy ulicy Dobrzejowskiej:
Autor: ib / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław