Kłótnia w tramwaju. Mieszkanka Wrocławia przytrzymała nogą drzwi tramwaju, który po dzwonku miał odejżdżać z przystanku. Motorniczy wyszedł ze swojej kabiny i zwrócił jej uwagę. Użył przy tym słowa "gira". Zdaniem kobiety zachował się niedopuszczalnie. MPK na swoim profilu na portalu społecznościowym opublikowało relację dwóch stron i poprosiło internautów o opinię. "To jest tramwaj, nie taksówka" - komentują.
"Chcielibyśmy przedstawić Wam sytuację, która miała miejsce kilka dni temu. Otóż, pewna Pani poskarżyła się na to, że jeden z motorniczych w niegrzeczny sposób zwrócił jej uwagę, by nie blokowała nogą drzwi w tramwaju po sygnale. (...) Sprawa jest na tyle niejednoznaczna, że chcemy się nią z Wami podzielić i poznać Wasze zdanie" - napisało Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne we Wrocławiu na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych.
"Nie wkłada się giry między drzwi"
Według kobiety, która napisała skargę do miejskiego przewoźnika motorniczy zaczął na nią "wrzeszczeć i obrażać". "Darł się, że po dzwonku nie wkłada się +giry+ między drzwi i tak dalej...Zaistniałe zachowanie jest niedopuszczalne" - denerwuje się pasażerka. Motorniczy miał się na nią zdenerwować po tym jak przytrzymała drzwi tramwaju, by jej mama zdążyła dobiec i wsiąść do środka.
Chciała opóźnić tramwaj, bo czekała na pizzę?
Motorniczy przyznaje, że "podczas zamykania drzwi zauważył dobiegającą od znajdującej się przy przystanku pizzerii kobietę, która wsadziła nogę w drzwi". Po co? "W celu przetrzymania odjazdu dla dobiegającej drugiej kobiety, która jeszcze oczekiwała na swoje zamówienie pod lokalem" - precyzuje motorniczy.
Z kolei kobieta w swojej relacji przyznaje, że może rzeczywiście nie powinna blokować drzwi i poczekać na kolejny tramwaj. "Ale to nie jest usprawiedliwienie dla tak skandalicznego zachowania" - uważa mieszkanka stolicy Dolnego Śląska.
Pracownik miejskiego przewoźnika w wyjaśnieniach złożonych pracodawcy przyznaje, że wyszedł i zwrócił kobiecie uwagę. Ta miała zareagować na jego słowa "arogancko". "Mogłem użyć potocznego sformułowania gira" - potwierdza motorniczy.
"Tramwaj to nie prywatna limuzyna"
Internauci nie zostawiają na zachowaniu kobiety suchej nitki. "Nawet jeśli motorniczy powiedział takie, a nie inne słowo, to nie ma tu jego winy" - uważa Joanna.
"Dlaczego cały tramwaj ludzi ma czekać na jedną osobę? Wystarczy na przystanek przyjść przed czasem lub poczekać na następny pojazd" - twierdzi Kornelia. "Nie rozumiem. To jest tramwaj, nie taksówka" - pisze internauta Radek. W podobnym tonie wypowiada się Michał. "Tramwaj to nie prywatna limuzyna, żeby sobie wsiadać i wysiadać, kiedy nam się chce" - dodał.
Inni domagają się mandatu dla pasażerki, która opóźniła odjazd tramwaju.
MPK: błędy po obu stronach
Po co Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne we Wrocławiu opublikowało dwie relacje na swoim profilu? - Chcieliśmy żeby ludzie zauważyli, że jest problem. Od jakiegoś czasu obserwujemy sytuacje w których pasażerowie wymagają od nas absolutnego dopasowania do ich potrzeb. Tu mamy przykład bardzo radykalnego zachowania: zablokowania pojazdu i uniemożliwienia jego odjazdu - komentuje Agnieszka Korzeniowska z biura prasowego MPK Wrocław. I dodaje, że nie może być tak, że pasażer nie zwraca uwagi ani na motorniczego ani na pozostałych pasażerów. Przyznaje jednak, że motorniczy powiedział "o jedno słowo za dużo".
Zdaniem Korzeniowskiej władze MPK widzą błędy po obu stronach. - Ze strony motorniczego problem leży w tym, że niewłaściwie komunikował się z panią. Puściły mu nerwy. Z drugiej strony mamy świadomość, że kobieta zachowała się radykalnie nie mając do tego powodu - twierdzi Korzeniowska. Jak mówi taka sytuacja była dla MPK okazją "do zbadania opinii publicznej i tego czego pasażer oczekuje".
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne we Wrocławiu