Chora na stwardnienie rozsiane domaga się terapii konkretnym lekiem

We Wrocławiu rozpoczął się w środę proces cywilny kobiety chorej na stwardnienie rozsiane, która domaga się od szpitala terapii konkretnym lekiem, pomagającym zwalczyć chorobę. Preparat jest zarejestrowany w Polsce, ale nie jest refundowany.

Na pierwszą rozprawę, na którą dziennikarze nie zostali wpuszczeni, stawił się pełnomocnik 29-letniej Doroty Z. Odmówił odpowiedzi na pytania dotyczące stanu zdrowia kobiety. Wyjasnił jedynie, czego domagają się od szpitala, w którym leczyła się Dorota Z.

Pozywa, ale chce dalszej terapii

- Mogę powiedzieć jedynie, że nadal domagamy się od szpitala wojskowego, aby leczył Dorotę Z. lekiem Gilenya - powiedział Bartosz Kuchta.

Wyjaśnił, że Z. chce być leczona w szpitalu wojskowym, bo leczyła się w nim wcześniej i w tym szpitalu uznano, że lek jej pomoże.

- To nie powódka wymyśliła sobie, że chce być leczona tym konkretnym lekiem, tylko lekarze szpitala wojskowego uznali, że będzie on dla niej najwłaściwszy - powiedział Kuchta.

"Szpital powinien pozwać NFZ"

Według pełnomocnika Doroty Z. lekarze wystąpili do Ministerstwa Zdrowia o zgodę na podanie leku i ją uzyskali. Nie zgodził się na to NFZ. Pacjentka przez jakiś czas - na ile pozwalały jej fundusze oraz zbiórka pieniędzy - kupowała lek sama.

Pełnomocnik Doroty Z. - pytany przez dziennikarzy, dlaczego kobieta nie pozywa NFZ, który odmówił finansowania leczenia - wyjaśnił, że pacjentka jest leczona w szpitalu i jeśli placówka medyczna ma problemy z NFZ, to ona powinna pozywać Fundusz, a nie pacjentka.

Brak przepisów

Ostatecznie kobieta wystąpiła z pozwem do sądu, aby ten nakazał leczyć ją tym środkiem w szpitalu wojskowym we Wrocławiu. Wrocławski sąd - w ramach zabezpieczenia powództwa, czyli jeszcze przed rozpoczęciem procesu cywilnego - wydał decyzję nakazująca szpitalowi wojskowemu leczenie lekiem Gilenya.

Jednak w kwietniu Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zmienił wcześniejsze postanowienie Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Uznał, że w Polsce brak jest przepisów, które pozwalałby pacjentowi domagać się od konkretnej placówki medycznej leczenia wskazanym przez siebie lekiem.

Pomaga, ale nie jest refundowany

Dorota Z. od 9 lat choruje na stwardnienie rozsiane. Wcześniej była leczona m.in. interferonem, który znajduje się na liście terapii refundowanych przez NFZ. Ten specyfik mogła przyjmować w domu.

Później lek przestał jej pomagać, a postępująca choroba sprawiła, że mogła się poruszać już tylko na wózku.

Wtedy rozpoczęła przyjmowanie leku Gilenya - dzięki wsparciu prywatnych osób (miesięczny koszt terapii to 8 tys. zł). Półroczne przyjmowanie leku pozwoliło Z. poruszać się o własnych siłach. Gdy skończył się zapas leku - ponownie przestała chodzić. Wtedy wystąpiła do sądu o leczenie lekiem Gilenya.

Autor: mo/par / Źródło: TVN24 Wrocław / PAP

Czytaj także: