Kopalnia Szarogłazu w Młynowie (woj. dolnośląskie) to była prężnie działająca rodzinna firma. Zniszczył ją błąd urzędnika skarbowego. Niesłusznie naliczony podatek sprawił, że właściciele kopalni stracili dorobek życia. Po kilku latach sąd uchylił decyzję skarbówki, ale było już za późno. Poszkodowani dalej muszą walczyć, choćby o to, by mieć gdzie mieszkać. Materiał "Czarno na białym".
- Prowadziłem działalność gospodarczą, górniczą. Produkowałem kamenie na drogi i autostrady - wspomina w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" Czesław Botwina, właściciel firmy.
Kontrola dochodu, który nie istniał
Kopalnia miesięcznie przynosiła nawet 80 tys. zł zysku. Aż do 19 grudnia 2008 roku. - Urząd kontroli skarbowej wszedł na kontrolę do nas i stwierdził, że ukryliśmy dochód. W granicach 4 mln zł - wyjaśnia przedsiębiorca.
To dochód, który tak naprawdę w ogóle nie istniał i miał pochodzić z jednej transakcji.
Za sprzedaż jednego ze złóż minerałów firma miała dostać od kontrahenta 10 mln zł. I na tyle opiewała umowa sprzedaży. Ale okazało się, że złoże nie jest tak atrakcyjne jak przewidywano i cena zakupu stosownym aneksem została obniżona do 6 mln zł. Od tej kwoty Czesław Botwina odprowadził podatek. Urząd kontroli skarbowej nie wziął jednak aneksu pod uwagę. I zażądał podatku w wysokości 900 tys. zł od początkowej sumy - 10 mln zł.
Kolejni komornicy. Coraz większe długi
- Nie mieliśmy już ruchu - mówi Czesław Botwina. Odwołania do dyrektora Izby Skarbowej we Wrocławiu, z próbą wyjaśnienia urzędniczego błędu, okazały się bezskuteczne.
- Nie mieliśmy możliwości pracować, produkować, żyć - mówi Halina Botwina, współwłaścicielka kopalni i żona pana Czesława.
Firma zaczęła tracić płynność finansową. Popadała w coraz większe długi. - Pojawili się kolejni komornicy. Musieliśmy zdać maszyny górnicze. I nas w ten sposób rozłożyli na łopatki.
Ukrytego dochodu nigdy nie było
30 lipca 2012 roku sąd ogłosił upadłość firmy. Jednak niespełna trzy miesiące później, Naczelny Sąd Administracyjny uchylił decyzję Dyrektora Izby Skarbowej we Wrocławiu. A to oznacza, że ukrytego dochodu nigdy nie było.
- Ucieszyłam się, że w końcu stała się sprawiedliwość. Ale to niczego nie zatrzymało - mówi Halina Botwina. Postępowanie upadłościowe było w toku.
Chociaż urząd skarbowy został skreślony z listy wierzycieli, to zobowiązania wobec innych urzędów i kontrahentów, teraz sięgają około 12 mln zł. Cały majątek przejął syndyk. Czesław i Halina Botwina stracili wszytko. Firmę i dom.
"To nie jeden człowiek coś stwierdza"
Dziś urzędnicy kontroli skarbowej nie mają sobie nic do zarzucenia. - Urząd kontroli skarbowej, rozpoczynając kontrolę, stwierdza pewne fakty. Natomiast one w procesie odwoławczym są weryfikowane, więc tu sprawa rozkłada się w czasie i na pewne instytucje - wyjaśnia Janusz Kozłowski, który z ramienia Urzędu Kontroli Skarbowej we Wrocławiu dokonał kontroli w kopalni. - To nie jeden człowiek coś stwierdza - dodaje urzędnik.
Decyzję Janusza Kozłowskiego weryfikował między innymi dyrektor Izby Skarbowej we Wrocławiu. Ale błędu nie zauważył.
Organy podatkowe nie mogą udostępniać żadnych informacji na temat sprawy i danych z akt postępowania. - Wszelkie dane dotyczące postępowania są chronione tajemnicą skarbową, w związku z tym nie możemy udzielać żadnych informacji - kategorycznie stwierdziła Marta Tarnowska z Izby Skarbowej we Wrocławiu, odmawiając komentarza w tej sprawie.
700 zł
Ratunkiem dla małżeństwa jest proces odszkodowawczy. - Ale nawet, jeśli kiedyś tym osobom uda się odzyskać pieniądze, to długa droga przed nimi - wyjaśnia Justyna Kowalczyk, adwokat z kancelarii "Koksztys".
Małżeństwo nie ma pieniędzy na dobrego prawnika. Żyją z renty pani Haliny. Jedną trzecią kwoty zabiera syndyk. W sumie zostaje im 700 zł.
Autor: jl//kdj / Źródło: tvn24