Siedem godzin trwało przesłuchanie byłego premiera, szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska przez sejmową komisję śledczą do spraw Amber Gold. Miał być ostatnim świadkiem, którego przesłucha komisja.
Rano, przed rozpoczęciem posiedzenia, Donald Tusk powiedział dziennikarzom, że po prostu poczeka na pytania komisji śledczej.
- Przyjechałem tutaj, żeby odpowiadać na pytania, nawet jeśli mam świadomość, czemu głównie służy ta komisja i w jakim charakterze jestem przesłuchiwany. Chcę, inaczej niż niektórzy związani z pracą tej komisji, poważnie to potraktować. To moje obywatelskie zobowiązanie - mówił.
Tusk zrezygnował ze swobodnej wypowiedzi
Na wstępie przesłuchania byłego premiera szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) przypomniała, że świadkowi przysługuje prawo do swobodnej wypowiedzi.
- Oczywiście może pan skorzystać z tego prawa w taki sposób, że zaatakuje pan rząd, zaatakuje pan Prawo i Sprawiedliwość. Mieliśmy już z tym do czynienia. Ja liczę na to, że pan premier przyszedł tutaj wyjaśnić sprawę, że pan premier potrafi jeszcze wczuć się w sytuację ludzi skrzywdzonych, ubogich, ludzi, których ta afera pozbawiła środków do końca życia - powiedziała szefowa komisji śledczej.
- Skoro pani poseł już wygłosiła swoiste oświadczenia, to ja rezygnuję z tego uprawnienia - powiedział Tusk.
Pierwsza informacja "poprzez referowanie"
Pytany przez Wassermann, kiedy, jaką wiedzę i która służba przekazała mu na temat piramidy finansowej Amber Gold oraz linii lotniczych OLT, były premier odparł, że pierwsza taka informacja dotarła do niego od ministrów Tomasza Arabskiego (szefa kancelarii premiera) i Jacka Rostowskiego (ministra finansów), a "natychmiast potem" od ministra spraw wewnętrznych Jacka Cichockiego, który zapoznał go z notatką Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Dopytywany, kiedy to się stało, powiedział: "sam koniec maja, początek czerwca 2012 roku".
Chodzi o notatkę ówczesnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka wysłaną 24 maja 2012 roku do najważniejszych osób w państwie, w tym do Donalda Tuska. Była to informacja z art. 18 ustawy o ABW, czyli mogąca mieć istotne znaczenie dla bezpieczeństwa i międzynarodowej pozycji państwa.
Jakie informacje przekazali mu wówczas ministrowie?
- Pan minister Arabski poinformował mnie tylko o tym, że wpłynęła notatka i że dotyczy ona kwestii potencjalnej piramidy finansowej, i że z tą notatką precyzyjnie zaznajomi mnie minister Cichocki. Poinformował mnie także, że z notatki nie wynika potrzeba jakichś natychmiastowych działań ze strony premiera - mówił były szef rządu.
Kilka dni później Cichocki przedstawił mu notatkę ABW "z jednoznaczną rekomendacją".
- Wspomniał, że z notatki wynika także jednoznacznie, że odpowiednie służby na odpowiednim poziomie sprawą się zajmują - podkreślił Tusk.
"Tak jak wtedy, tak i dzisiaj nie mam dostępu do tajnych dokumentów"
Na pytanie wiceprzewodniczącego komisji Jarosława Krajewskiego (PiS), "dlaczego minister Cichocki wprowadził w błąd Polaków, twierdząc, że ABW prowadziło czynności operacyjne wobec Amber Gold i OLT dopiero od marca 2012 roku", Tusk odpowiedział: - Wydaje mi się, że jest pan nieprecyzyjny w informacji zawartej w pańskim pytaniu.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, w cytowanym wystąpieniu ministra Cichockiego, mówił on o OLT. Jeśli twierdzi pan, że ABW zajmowało się kwestią OLT w 2010 roku, to jest to w najlepszym wypadku nieścisłość - odparł były premier.
- Tak jak wtedy, tak i dzisiaj nie mam dostępu do tajnych dokumentów, na przykład związanych z operacyjną działalnością jakichkolwiek służb. W związku z tym nie potrafię i nie komentowałbym publicznie, gdybym miał taką wiedzę, operacyjnych szczegółów ABW. Nie posiadałem żadnej wiedzy dotyczącej operacji ABW, o których pan poseł mówi - zaznaczył Tusk.
"Sformułowanie nieprawdziwe"
Małgorzata Wassermann pytała Donalda Tuska, jak ocenia nadzór nad służbami specjalnymi, które - jak stwierdziła - "miały pełną wiedzę" dziewięć miesięcy przed wybuchem afery Amber Gold i "nic nie zrobiły".
- Muszę bardzo wyraźnie powiedzieć, że mija się pani z prawdą, pani poseł - odpowiedział były premier.
- Otóż sformułowanie, że w sprawie Amber Gold służby państwowe niczego nie robiły, jest nieprawdziwe z gruntu, od początku do końca, i państwo o tym wiecie, ponieważ także wasza praca udokumentowała to w sposób jednoznaczny - mówił były premier. Jak stwierdził, rozumie, iż "jest pewna intencja polityczna, żeby tę nieprawdziwą tezę powtarzać w nieskończoność".
- Ja mam wrażenie, że kampania (wyborcza - red.) się skończyła (...), że możemy naprawdę analizować fakty, a nie oświadczać w nieskończoność nieprawdziwe, niezgodne z prawdą tezy, których jedynym zadaniem jest oczernić służby państwowe działające w tym okresie - dodał.
"Święta zasada, żeby pozwolić prokuraturze działać bez żadnych nacisków politycznych"
Donald Tusk zaprzeczył, by wydawał wytyczne szefowi ABW.
- W czasie, gdy byłem premierem, święta była zasada, żeby pozwolić prokuraturze działać bez żadnych nacisków politycznych - także wykorzystując służby w pracy prokuratury - nie zważając na jakiekolwiek zalecenia, czy sugestie ze strony polityków - oświadczył Tusk.
Były premier podkreślał, że zarówno przed notatką ówczesnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka - z 24 maja 2012 roku, skierowaną do najważniejszych osób w państwie, w tym do ówczesnego premiera - jak i po niej, uważał, i nadal tak uważa, że rolą szefa rządu i władzy wykonawczej nie jest sugerowanie służbom i prokuraturze, jak postępować w tego typu sprawach.
Tusk: ABW nie powinna informować o tego typu kwestiach operacyjnych premiera
- Do sierpnia 2012 roku, czyli od tego czasu, gdy sprawa stała się już publiczna w pełnym wymiarze, włącznie z informacjami ministrów w Sejmie i także kontrolami, jedyną informacją, dokumentem, który do mnie wpłynął, była notatka ABW, z którą zapoznałem się w czerwcu 2012 roku - mówił podczas przesłuchania Donald Tusk.
Dopytywany, kiedy zapytał Bondaryka, od kiedy ABW ma wiedzę o sprawie, Tusk odpowiedział, że z tego, co pamięta, to dopiero po "publicznym wybuchu sprawy".
Na pytanie, czy dziś już wie, od kiedy ABW miała napływające regularnie informacje o "szykującym się przestępczym biznesie Marcina P.", kto miał w nim uczestniczyć i na czym miał on polegać, były premier odpowiedział:
- Nie. I ABW, niezależnie od mojej formalnej pozycji premiera, który nadzoruje służby, nie tylko, że nie miała obowiązku, ale nie powinna informować o tego typu kwestiach operacyjnych premiera - podkreślił.
Pytany, czy dziś ma już wiedzę, od kiedy ABW podejmowała jakieś działania, Tusk również zaprzeczył. Bo nie ma "możliwości ani też tytułu, by dziś zapoznawać się z dokumentacją".
- Nie śledzę też dziś na tyle szczegółowo państwa prac, bym tego typu kwestie mógł znać - dodał były premier.
Tusk: panowie Morawieccy według waszej logiki powinni być przesłuchani, skazani i spaleni na stosie
Podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą Tusk podkreślał, że ingerowanie w działalność ABW lub prokuratury w sprawie Amber Gold "to nie było pole aktywności dla premiera".
- Wręcz przeciwnie, byłoby uzasadnione przesłuchiwać mnie tutaj, gdybym zaczął podejmować kroki, jako władza polityczna, które miałyby w jakikolwiek sposób ukształtować działania prokuratury lub służb - mówił.
W odpowiedzi na te słowa Małgorzata Wassermann zwróciła Tuskowi uwagę, iż w swoim sejmowym expose zapowiadał, że będzie "wyznaczał, zadaniował i rozliczał służby z efektywności, aby były sprawnym narzędziem zapewnienia bezpieczeństwa państwa" i pytała, kiedy mówił prawdę - "dzisiaj (...) czy w expose".
- Jedno i drugie stwierdzenie są spójne. Mam przekonanie, i to przekonanie mogę obudować faktami i diagnozami sytuacji nie tylko w Polsce, że model, który ja preferuję, a więc model niezależnej od władzy politycznej prokuratury, per saldo jest bardziej efektywny niż model, który pani określiła taką dość słodką definicją, że państwo bierze na siebie pełną odpowiedzialność - odpowiedział Tusk.
- Znamy sprawę z ostatnich kilkunastu miesięcy - GetBacku. (...) Gdyby przyjąć logikę, jaką państwo stosujecie w sprawie Amber Gold, to muszę powiedzieć, że zgodnie z tą logiką i zgodnie ze sprawą GetBacku, gdzie mówimy o wielokrotnie większych nadużyciach i wyłudzeniach, i także wielu tysiącach poszkodowanych, to panowie Morawieccy - premier i jego ojciec - według waszej logiki powinni być przesłuchani, skazani i spaleni na stosie - dodał były szef rządu.
Pytania o syna
Jeden z wcześniejszych świadków komisji, funkcjonariusz ABW, zeznał, że był zakaz zajmowania się współpracą syna premiera Michała z należącymi do spółki Amber Gold liniami lotniczymi OLT Express.
Świadek mówił komisji, że został poinformowany, iż "postępowanie dotyczące pana Michała Tuska jest wyłączone. Prowadzi to prokuratura. Dostałem wprost polecenie, że prokuratura sobie nie życzy, żeby w tym zakresie prowadzić jakiekolwiek czynności operacyjne. Zostało mi powiedziane, że jeżeli będziemy się tym zajmować, dostaniemy zarzuty za utrudnienie śledztwa".
Były premier mówił w poniedziałek: - Nie znam tej sprawy, wydaje mi się nieprawdopodobna, ja nie mam z tym nic wspólnego.
Donald Tusk dodał, że w jego "oczywistym interesie" było to, żeby sprawę syna od początku do końca wyjaśnić w każdym najdrobniejszym szczególe", bo jego syn "jest osobą uczciwą w stu procentach".
Również on sam, jak podkreślał, stawia się na każde wezwanie prokuratury. - Przez ponad tysiąc dni nikomu nie przyszło do głowy, aby mnie przesłuchać w tej sprawie - mówił.
- Trzeba było to wyjaśnić, mieliście wszystkie instrumenty. Nie zrobiliście tego. Ja wiem dlaczego, bo wam jest potrzebna ta komisja. Wam jest potrzebny ten spektakl, by co dwa tygodnie albo co dwa miesiące powtórzyć insynuacje, także na temat mojej rodziny - mówił Tusk. - Czasami sprawy trwają długo, ale wy nie zrobiliście nic, zero - dodał.
"Zrobiono z pana syna słupa"
- Nikt nigdy nie kwestionował, że pan syn jest porządnym i uczciwym człowiekiem - odpowiedziała szefowa komisji.
- Problem polega na tym, że dziewięciokrotnie karany oszust założył linie lotnicze, a przez dziewięć miesięcy służby specjalnie nie potrafiły zrobić z tym porządku. Mało tego, do zakładania tej linii dziewięciokrotnie karany oszust wykorzystał pana syna. I to jest problem, że zrobiono z pana syna, podczas gdy pan nadzorował służby, słupa - mówiła Wassermann.
Ponadto - dodała szefowa komisji śledczej - służby, informując ówczesnego premiera o sprawie, nie poinformowały, że jego syn przez kilka miesięcy wspiera oszusta, "prawdopodobnie nie wiedząc, w czym uczestniczy".
Tusk o współpracy syna z OLT Express
Jarosław Krajewski (PiS) pytał Donalda Tuska, kiedy uzyskał informację, że w materiałach operacyjnych ABW pojawia się jego syn, jako współpracownik OLT Express.
- Ja chyba nie miałem dostępu do takich materiałów - odpowiedział Tusk.
- Poinformował mnie syn poprzez wywiad w gazecie, jak państwo pamiętacie - powiedział. Dodał, że wywiad ten, zawierający - jak mówił - "pełną informację na temat" - został opublikowany w "Gazecie Wyborczej", kiedy on sam przebywał służbowo za granicą.
- Kiedy rozmawiałem z synem, miałem świadomość w marcu, że ma zamiar i chciałby (podjąć współpracę - red.), a w czerwcu, że jakiś charakter współpracy - nie pracę etatową, ale współpracy z OLT w związku z pracą na lotnisku podjął, więc to było moje źródło informacji - mówił Tusk. Dodał, że ABW nie przedstawiła mu w tamtym czasie raportu czy informacji dotyczących jego syna.
Premier był dopytywany przez Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15), czy rozmawiał z synem (od listopada 2011 do lutego 2012 r.) na temat jego pracy w OLT.
- Proszę to traktować tylko jako założenie. Mówię to z najlepszą wolą, jeśli rozmawialiśmy o tym, pojawił się ten wątek przed marcem, to na pewno mu to odradzałem - mówił Tusk.
Tusk: teza, że Marcin P. uznał, iż jest nie do ruszenia, bo z OLT współpracuje mój syn, nie trzyma się logiki
Tusk pytany, czy jego syn Michał - który od 15 marca 2012 r. współpracował z OLT Express - nie stał się elementem parasola ochronnego nad Marcinem P., odpowiedział, że nie jest to teza do końca logicznie uzasadniona.
- Wydaje mi się, że ten krótki czas końcowych miesięcy istnienia jego (Marcina P. - red.) pseudoimperium, czyli kiedy mój syn współpracował z OLT, to jakby finał tego przedsięwzięcia - mówił Tusk. - Jest wiele danych, które wskazują, że Marcinowi P. udawało się długo funkcjonować, a tam nie było mojego syna. Czyli teza, że Marcin P. mógł uznać, że jest nie do ruszenia, ponieważ z OLT współpracuje mój syn, w tym sensie nie trzyma się logiki. Warto przecież o tym pamiętać, że kłopoty Marcina P. zaczęły się dokładnie wtedy, kiedy mój syn współpracował z OLT, ale nie wiązałbym tych faktów - dodał były premier.
Tusk: mój syn rozpoczął współpracę z OLT, kiedy było to przedsięwzięcie, z punktu widzenia prawa, legalne
Poseł Rzymkowski (Kukiz'15) ocenił, że w sprawie syna premiera podległe szefowi rządu służby "nie wykonały swoich zadań".
- Panie pośle, to jest dokładnie problem, który domaga się wyjaśnienia. Ja akurat tutaj nie mogę wiele pomóc, bo oczywiście wolałbym, żeby służby poinformowały mnie o zagrożeniach dotyczących mojego syna - odparł Tusk.
Zdaniem byłego premiera należałoby zdecydować się na jakąś tezę. - To znaczy, czy mój syn został wynajęty, żeby nieświadomie chronić ten interes Marcina P. (szefa Amber Gold - red.), ale wtedy wydaje się rzeczą oczywistą, byłoby to powszechnie znanym faktem - mówił dalej Tusk.
Rzymkowski nawiązał do wcześniejszych zeznań funkcjonariuszy ABW, którzy mówili przed komisją, że dopiero w sierpniu 2012 r. dowiedzieli się o tym, iż Michał Tusk "wpadł w orbitę bardzo niebezpiecznego środowiska, co zagrażało realnie bezpieczeństwu państwa".
- Nie wydaje mi się, żeby miały jakikolwiek powód, aby to zataić przede mną, znaczy zataić własną ocenę tego faktu, ponieważ fakt, że mój syn pracuje na lotnisku i współpracuje z OLT nie był ani faktem powszechnie znanym, ani tajnym - odpowiedział były premier.
Tusk zwrócił ponadto uwagę, że kiedy jego syn podjął pracę na lotnisku w Gdańsku i współpracę z OLT Express, były one "przedsięwzięciami z punktu widzenia prawa legalnymi". - Mój syn jest człowiekiem bardzo samodzielnym i zasadniczym, jeśli chodzi o kierowanie się własnymi opiniami i ocenami. Dopóki nie było jednoznacznego stwierdzenia, że mamy do czynienia z przestępczym procederem, on też nie widział powodu, żeby to było jakąś szczególną sensacją - mówił były premier.
Małgorzata Wassermann (PiS) zwracając się do świadka stwierdziła, iż jeśli ma wątpliwości, od kiedy służby wiedziały "o sprawie Amber Gold i o tym co się szykuje", to ona dedykuje "pierwszą z brzegu notatkę". Przytoczyła notatkę z 29 sierpnia 2011 r., w której napisano, że Marcin P. wykorzystuje samolot do lotów na teren Niemiec, przewożąc do Hamburga znaczne ilości gotówki.
- Tych notatek jest dużo - zaznaczyła Wassermann, wskazując na kolejną mówiącą o tym, że w opinii osób zatrudnionych w Jet Air (linia lotnicza wykupiona latem 2011 r. przez spółkę Amber Gold) "nie można wykluczyć, że zamiarem nowego inwestora jest zadłużanie spółki i legalizacja środków pochodzących z nieujawnionych źródeł". - Nie ma ani jednej informacji mówiącej o jakimkolwiek innym przeznaczeniu nowo powstałej linii - powiedziała Wassermann.
"Jeśli nie zawodziły konkretne osoby, to procedury były wystarczające"
Tusk powiedział, że Komisja Nadzoru Finansowego (KNF - red.) umieściła Amber Gold na publicznie dostępnej liście ostrzeżeń, wystosowała ostrzeżenie związane z bardzo dużym ryzykiem, a PiS forsuje kłamliwą tezę, że Polacy nie zostali ostrzeżeni.
- W przypadku Amber Gold jest oczywiste, że gdyby poszczególne ogniwa tej procedury, która jest opisana w przepisach zadziałały tak jak powinny, to prawdopodobnie udałoby się uniknąć lwiej części strat, jaką ludzie ponieśli w związku z inwestowaniem w Amber Gold - mówił przed komisją były premier.
Według niego "jeśli nie zawodziły konkretne osoby, to te procedury były wystarczające".
"KNF działała tak jak należało"
Wassermann pytała Tuska, czy w sprawie Amber Gold szef KNF skorzystał z możliwości, jakie dawało porozumienie z ABW z 2008 roku.
- Premier polskiego rządu, w tym także ja, nie stoi na czele KNF, jak pani to sformułowała, i nie stoi na czele ABW, jak pani to sformułowała. Proszę nie formułować w ten sposób nieprawdziwych definicji, bo wiemy, co one mają zasugerować - odpowiedział Tusk.
Jak podkreślił, "w sprawie Amber Gold KNF działała nie tylko zgodnie z przepisami, ale tak jak należało". - To nie KNF odpowiada za to, że do dzisiaj z bliżej nieznanych powodów kilku prokuratorów działało w sposób nie tylko opieszały, ale bardzo zagadkowy, na końcu uniemożliwiając de facto skuteczne postępowanie. Przypominam, co dzisiaj ci prokuratorzy robią. Nie siedzą tutaj - powiedział.
"Nie miałem wiedzy" o możliwości "przecieku" z ABW do Marcina P.
Tusk był też pytany przez Wassermann, czy jako premier uzyskał wiedzę, że istniało prawdopodobieństwo, iż do Marcina P. dotrą przecieki ze służb specjalnych. - Nie, ja takiej wiedzy nie miałem. Jestem przekonany, że od czasu kiedy ta wiedza się pojawiła, jest to przedmiotem badania odpowiednich służb, prokuratury - odparł.
Dodał, że ABW była najbardziej zainteresowana, żeby tę kwestię wyjaśnić. - Czynności wewnętrzne powinni przeprowadzić ludzie odpowiedzialni w ABW zarówno wtedy, jak i dzisiaj - podkreślił Tusk.
Na pytanie, czy wiedział o podjęciu przez służby specjalne całego wątku związanego z współpracą i przeciekami z ABW do Marcina P. i jego środowiska, były premier zaprzeczył. - Nie. Oczywiście ta sytuacja stała się później publiczną. W czasie, gdy byłem premierem, nie - zaznaczył Tusk.
Koncesja OLT Express
Małgorzata Wassermann wskazywała, że ówczesny minister transportu Sławomir Nowak po zapoznaniu się z notatką ABW zlecił kontrolę dopiero 16 sierpnia 2012 r., "trzy tygodnie po upadku OLT i trzy dni po upadku Amber Gold".
Według niej ówczesny szef ABW wysłał tę notatkę do Nowaka, ponieważ ten jako minister transportu mógł wydać decyzję ze skutkiem natychmiastowym o odebraniu koncesji OLT Express. - Jej wydanie w tym samym dniu uniemożliwiało dalsze latanie - zaznaczyła.
- Nie jestem pewien, czy rekomendacją wynikającą z tej sytuacji było natychmiastowe odebranie koncesji. Nie znam się szczegółowo na prawie lotniczym, na kwestiach bezpieczeństwa. Nie wykluczam, żeby były jakieś poważne powody merytoryczne, dla których tej decyzji nie podjęto - mówił Tusk, pytany, dlaczego minister transportu, po otrzymaniu notatki ABW, nie odebrał od razu liniom OLT koncesji.
- Dlaczego pan minister Nowak dał Marcinowi P. ponad dwa miesiące na wyprowadzenie wszystkich pieniędzy, a kontrolę (...) wysłał, kiedy nie było już żadnych pieniędzy - dociekała Wassermann.
- Nie bardzo widzę związek między wyprowadzaniem pieniędzy przez Marcina P. a koncesjami dla spółek OLT - stwierdził Tusk, zaznaczając, iż "nie miał wiedzy, że spółki OLT wyprowadzały pieniądze". - Nie jestem pewien, czy z notatki ABW wynikała tego typu rekomendacja - oświadczył Tusk.
Tusk o rozmowie z prezesem NBP
Poseł PiS Bartosz Kownacki pytał byłego premiera o jego rozmowy z ówczesnym prezesem NBP na temat Amber Gold.
- Nie przytoczę szczegółów tej rozmowy, mogę natomiast potwierdzić to, co powiedział premier Belka, że martwił się inwestycjami w OLT, że to budzi jego niepokój (...). Premier (Marek Belka) martwił się, że mimo działań, jakie służby podjęły, publikowanie reklam nie zostało zastopowane, to wymaga pozaprawnych, nie mówię, że nielegalnych, poza rutynowych działań z jego strony, czyli na przykład próby przekonania gazet, żeby nie lokowały reklam (Amber Gold - red.) - oświadczył Tusk.
Dodał, że on jako premier nie zdecydowałby się na "taką, czy inną formę nacisków wobec mediów w sprawie reklamowania podejrzanej firmy". - Uważałbym to za bardzo ryzykowne i bardzo niestandardowe działanie - stwierdził.
Były szef rządu odpowiadał na pytania Bartosza Kownackiego (PiS), czy podjął jakieś działania po tym, jak ówczesny prezes NBP Marek Belka ustnie zawiadomił go o zagrożeniach, związanych z Amber Gold.
- Jeszcze raz powtórzę - w zakresie, o jakim rozmawiamy, nie tylko jeśli chodzi o rozmowę z premierem Belką, ale generalnie Amber Gold i OLT: do działania w tych kwestiach precyzyjnie opisane prawem są instytucje i one te działania podejmowały. Premier, który podejmowałby w trakcie działań prokuratury, KNF, etc. własne działania, które wykraczałyby poza uprawnienia premiera, łamałby lub naruszał prawo - powiedział Tusk.
Tusk o działaniach kontrolnych
Szefowa komisji mówiła, że po wybuchu afery Amber Gold Donald Tusk obiecywał dogłębne wyjaśnienie sprawy, w tym działań instytucji i służb państwowych.
- Jeśli pani poseł pozwoli, to ja w ciągu godziny, może dwóch, jestem w stanie skompletować pełną dokumentację, która precyzyjnie opisuje wszystkie efekty kontroli i naszych działań po lipcu 2012 roku. I wtedy może zakończy się ten spektakl wmawiania ludziom, że nikt niczego nigdy nie robił - odpowiedział Tusk.
Dopytywany o to, czy zlecił kontrolę w resorcie spraw wewnętrznych i jakie są z niej wnioski, były szef rządu stwierdził początkowo, że ogólne wnioski z kontroli w sprawie afery Amber Gold zostały przedstawione w Sejmie. - Ten materiał jest do dyspozycji - zaznaczył.
Na uwagę, że były szef MSW Jacek Cichocki powiedział, że Tusk nie zlecał mu przeprowadzenia kontroli, były premier podkreślił, że nie twierdził, iż bezpośrednio ją ministrowi Cichockiemu zlecił.
- Według mojej pamięci moją intencją jako Prezesa Rady Ministrów było przeprowadzenie kontroli wszędzie tam, gdzie to mogło przybliżyć nas do wiedzy na temat tego, co dotyczyło sprawy Amber Gold, i ministrowie według własnego rozpoznania przeprowadzali takie działania - oświadczył Tusk.
Były premier: zawiodły urzędy skarbowe, UOKiK, ale też prokuratorzy
Pytany przez posłankę PiS Iwonę Arent o listę instytucji, które jego zdaniem zawiodły, Tusk wskazał UOKiK, mówiąc, że dalej ma wątpliwości co do skuteczności działania w jednym wymiarze - braku determinacji, chociaż Urząd działał zgodnie z prawem.
- Ale w ramach prawa wydawała się możliwa większa determinacja, jeżeli chodzi o ocenę uczciwości reklam. Chociaż szefowa UOKiK miała inne zdanie, miała na to argumenty i broniła praktyki swojego urzędu - powiedział. UOKiK - dodał - mógł pójść bardziej "na twardo" i uniemożliwić emisje reklam Amber Gold.
Były premier wymienił też prokuraturę, zastrzegając, że była wówczas od niego - jako premiera - niezależna. - Trudno mówić o instytucji jako całości, ale konkretni prokuratorzy rzeczywiście bardzo zawiedli - oświadczył. - Wolałbym nie wyrażać zarzutów wobec konkretnych osób - zastrzegł.
Jego zdaniem zdecydowanie zawiodły urzędy skarbowe i - jak zaznaczył - za tym poszły decyzje personalne. Dodał, że szef Urzędu Lotnictwa Cywilnego także został zwolniony w związku ze sprawą.
Były premier ocenił ponadto, że ABW powinna być bardziej skoncentrowana na informacji wyprzedzającej i prewencji, a mniej na funkcjach śledczych. - Z punktu widzenia prezesa Rady Ministrów wydawał się szczególnym dotkliwym deficytem brak wyprzedzającej i zabezpieczającej przed złymi zdarzeniami informacji - mówił, zastrzegając, że to nie zarzut pod adresem ABW, ale "refleksja o charakterze bardziej ustrojowym".
Jak dodał, zaproponował też, by rozważyć zobowiązanie mediów publicznych do "skuteczniejszego prezentowania decyzji KNF, jeśli chodzi o listę ostrzeżeń". Zaznaczył, że później okazało się, iż sam fakt upublicznienia poprzez media takiej listy nie okazał się skuteczny w przypadku Amber Gold. - Nie wykluczam, że moja intencja była nie do końca trafiona - dodał.
Tusk: nie zapewniłem synowi ochrony kontrwywiadowczej
Iwona Arent (PiS) zarzuciła byłemu szefowi rządu, że - mając wiedzę o "dwuznacznym charakterze" działalności Amber Gold i przestrzegając przed nią swojego syna - nie podjął działań uruchamiających odpowiednie służby. - Tak naprawdę ostrzegł pan tylko swojego syna, a nie ostrzegł pan wszystkich Polaków - dodała posłanka.
- Polacy zostali ostrzeżeni, przecież także dzisiejsze przesłuchanie dokumentuje to w sposób jednoznaczny. To ostrzeżenie do niektórych nie dotarło, przez niektórych nie było respektowane, ale ostrzeżenie, które było wymogiem prawnym, jest instrumentem polskiego prawa, zostało sformułowane, opublikowane i w dodatku upowszechnione w mediach - podkreślił w odpowiedzi Tusk.
Zapewnił jednocześnie, że nie ostrzegł swojego syna przed Amber Gold, zaznaczając, że nie był on zaangażowany w jakąkolwiek działalność tej firmy.
- Nie próbujmy w jakikolwiek sposób sugerować (...), że ja dostaję informację od ABW i jadę do syna, i go ostrzegam, i jednocześnie tajnie chronię te informacje, żeby Polacy dalej płacili na Amber Gold. To jest po prostu świństwo, sugerować w ogóle takie rzeczy - powiedział Tusk. Został w tym kontekście zapytany, czy jego syn miał ochronę kontrwywiadowczą. - Według mojej wiedzy nie było czegoś takiego - odpowiedział. Wyraził jednocześnie przekonanie, że dyskusja o tym, jak powinna funkcjonować ochrona wysokich urzędników "nie powinna się koncentrować na tym, kto iloma samochodami jeździ, tylko na tym, w jaki sposób ochronić przed takimi przypadkami, złymi przygodami, jakich ofiarą padł mój syn, dzieci tych, którzy dzisiaj rządzą".
- Ja tego nie zapewniłem, nie zapewniłem ochrony kontrwywiadowczej, nie miałem takiej wyobraźni. Kiedy obejmowałem urząd premiera, raczej starałem się zadbać o to (...), żeby członkowie mojej rodziny nie korzystali z faktu, że jestem premierem, nie jeździli służbowymi samochodami, nie przysługiwała im ochrona - poza wyjątkowymi sytuacjami, kiedy BOR kategorycznie żądał, bo na przykład pojawiły się groźby karalne wobec mojej córki czy mojego syna - dodał były szef rządu.
Ostatnie przesłuchanie komisji
Donald Tusk był ostatnim świadkiem, przesłuchiwanym przez sejmową komisję śledczą do spraw Amber Gold. Początkowo jego przesłuchanie miało się odbyć 2 października. Jednak 3 września Wassermann poinformowała, że zostało ono przesunięte na pierwszy dzień po drugiej turze wyborów samorządowych, czyli na 5 listopada. Uzasadniała, że nie chce spotykać się z zarzutem, iż przesłuchanie byłego premiera jest elementem jej kampanii wyborczej.
Afera Amber Gold
Spółka Amber Gold powstała na początku 2009 roku. Miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 roku spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.
Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 roku. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 roku, a tysiącom klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według szacunków w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała niemal 19 tys. klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln złotych.
ZOBACZ CAŁE PRZESŁUCHANIE DONALDA TUSKA:
Autor: akr,js/adso/kwoj / Źródło: PAP