Child Alert w Polsce. Pięć godzin od porwania do ogłoszenia alertu

Matka i dziecko zostały porwane w Białymstoku na osiedlu Dziesięciny
"Uruchomienie child alert musi trwać"
Źródło: tvn24

Od momentu porwania trzyletniej Amelki w Białymstoku do ogłoszenia przez policję procedury Child Alert wszczynanej przy uprowadzeniach dzieci minęło pięć godzin. Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka w "Tak jest" w TVN24 podkreśliła, że narzędzie to z założenia powinno być rzadko używane, by nie prowadzić do "jego strywializowania". Jak tłumaczył były rzecznik ABW Maciej Karczyński, w tym czasie policja "wykonywała szereg czynności".

Policja poszukuje porwanej trzylatki i jej matki. Do zdarzenia doszło w czwartek w Białymstoku, na osiedlu Dziesięciny. Według świadków dziewczynka i jej mama zostały siłą wciągnięte do samochodu przez dwóch mężczyzn.

"Najważniejsze opublikowanie zdjęcia dziecka"

Były rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Maciej Karczyński podkreślił w czwartek w "Tak jest" w TVN24, że w momencie porwania "policja wykonuje szereg czynności". - Szczególnie, gdy chodzi o życie i zdrowie dziecka, to dodatkowy czynnik motywujący - przyznał. - Nie ma mowy, by ktoś czegoś nie dopełnił - podkreślił były funkcjonariusz.

Karczyński zwrócił uwagę, że w pierwszej kolejności policjanci przesłuchali członków rodziny, żeby ustalić, co mogło być motywem porwania i kto może za tym stać.

Podkreślił, że policja musi "przekazywać takie informacje, które są potrzebne do pomocy". - Ale też takie, które nie spowodują zagrożenia i dodatkowego niebezpieczeństwa osób, które zostały uprowadzone - powiedział.

"Child Alert rzadko wykorzystywany"

Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka zajmującej się pomocą w poszukiwaniach osób zaginionych powiedziała, że "Child Alert to specyficzne narzędzie, wykorzystywane rzadko". - Po to, żeby miało jak największe dotarcie w momencie, kiedy się je uruchamia - poinformowała.

Jej zdaniem zbyt częste wykorzystywanie tego narzędzia mogłoby prowadzić do "jego strywializowania". - I ludzie by nie reagowali - oceniła. - Decyzja o uruchomieniu musi być dobrze przemyślana, a na to potrzeba czasu - dodała.

- Najważniejszą rzeczą jest opublikowanie zdjęcia dziecka, ponieważ to powoduje możliwość rozpoznania osób, które zostały uprowadzone - wskazał Karczyński. - Dzisiaj pokazanie się gdzieś z tym dzieckiem spowoduje jednak reakcję społeczeństwa - dodał.

- Na pewno służby zostały postawione na równe nogi. W tej chwili każda minuta jest cenna. Nie wszystkie informacje, o których wie policja, będą przekazywane. Będą przekazywane tylko te informacje, które są istotne - zaznaczył były rzecznik ABW.

Możliwe porwanie rodzicielskie

Auto, którym porywacze się poruszali, zostało znalezione puste. Według ustaleń policji zostało ono wypożyczone przez ojca dziecka. Funkcjonariusze rozważają dwie hipotezy - według pierwszej kobieta z dzieckiem może wciąż przebywać na terenie Białegostoku i być przetrzymywana, według drugiej z hipotez osoby uprowadzone mogły zostać przesadzone do innego środka transportu i wywiezione z miasta.

Zdaniem Karczyńskiego "kluczem jest ustalenie miejsca pobytu ojca dziecka". - Na pewno korzysta z informacji, jakie pojawiają się teraz w mediach. - W tym momencie wszyscy bierzemy odpowiedzialność za te poszukiwania - stwierdził były rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

- Uruchomienie Child Alertu musi trwać i bardzo rzadko, w wyjątkowych sytuacjach, zdarza się że taki system jest uruchamiany w momencie porwania rodzicielskiego. Porwanie rodzicielskie z definicji nie jest przestępstwem - zwróciła uwagę Jezierska-Świergiel.

Autor: asty//now / Źródło: tvn24

Czytaj także: