Australijskie służby mierzą się z tragiczną falą utonięć w świąteczny weekend. Na wschodnim wybrzeżu szaleje silny wiatr powodujący powstawanie kilkumetrowych fal. W sumie od piątku w Nowej Południowej Walii oraz w pobliżu Melbourne zmarło sześć osób.
W niedzielę australijskie służby poinformowały o dwóch osobach porwanych przez fale podczas łowienia ryb niedaleko plaży Wattamolla w Królewskim Narodowym Parku w Sydney. Choć ratownicy przystąpili do reanimacji, jednej z nich nie udało się uratować. Była to już piąta ofiara śmiertelnych utonięć w tym stanie i szósta w całym kraju.
Zdaniem ratowników z Nowej Południowej Walii jest to jeden z najtragiczniejszych weekendów wielkanocnych pod względem utonięć w historii. Służby nadal poszukują 24-letniego mężczyzny, którego w piątek ze skał porwała duża fala w zatoce Little Bay na wschodnich przedmieściach Sydney.
- To skutek połączenia wysokiej temperatury, długiego weekendu, setek tysięcy ludzi udających się na wybrzeże i ogromnych fal, które wpływają na linię brzegową - mówił dyrektor naczelny Surf Life Saving NSW Steven Pearce, który dodał, że w pięciu przypadkach w Nowej Południowej Walii ludzie zostali zmyci z półek skalnych.
Apele o ostrożność
W części Australii bardzo mocno wieje. W związku z niebezpieczną pogodą australijskie służby zaapelowały do mieszkańców o ostrożność i rozsądne wybieranie miejsc na spacer.
"Znajdźcie miejsce, w którym powiewają czerwone i żółte flagi, ponieważ będą tam ratownicy i osoby udzielające pomocy. Jeśli nie ma tam czerwonych i żółtych flag, nie będzie tam nikogo, kto mógłby cię zobaczyć, a tym samym uratować" - przekazało Australijskie Biuro Meteorologiczne.
Zdaniem Surf Life Saving prawdopodobieństwo utonięcia wzrasta czterokrotnie w trakcie świąt i dni wolnych od pracy. O zachowanie ostrożności zaapelował także premier Australii.
Źródło: ABC, PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters