W Polsce występuje susza. Szczególnie duży niedobór wody jest w szerokim pasie Polski środkowej. Suszą objęte są wszystkie monitorowane grupy i gatunki upraw - informuje Instytut Upraw Nawożenia i Gleboznawstwa. O deficycie wody i suszy w Polsce rozmawiali w programie "Fakty po Faktach" Paweł Rowiński z Polskiej Akademii Nauk i Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
"W szóstym okresie raportowania, to jest od 11 maja do 10 lipca 2019 roku, stwierdzamy wystąpienie suszy rolniczej na obszarze Polski" - czytamy w raporcie Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa Państwowego Instytutu Badawczego opublikowanym w piątek.
Największy deficyt wody w okresie od 11 maja do 10 lipca notowano - podobnie jak w poprzednim okresie raportowania, czyli od 1 maja 30 czerwca - na obszarze Pojezierza Lubuskiego oraz w zachodniej części województwa wielkopolskiego. Duży deficyt wody stwierdzono na terenie zachodniej części Pojezierza Wielkopolskiego, na Nizinie Wielkopolskiej, Śląskiej, Podlaskiej, w południowej części Niziny Mazowieckiej oraz na Polesiu Lubelskim.
Susza w 14 województwach
Obecnie suszą objętych jest 14 województw, nie ma jej tylko w województwach małopolskim i podkarpackim. Niedobór wody dotyczy wszystkich monitorowanych upraw, to jest zbóż jarych, ozimych, krzewów owocowych, truskawek, rzepaku i rzepiku, roślin strączkowych, kukurydzy na ziarno i na kiszonkę, drzew owocowych, warzyw gruntowych, tytoniu, buraka cukrowego, ziemniaków i chmielu.
Według Instytutu największe zagrożenie suszą rolniczą dotyczy upraw rzepaku i rzepiku. Suszę w tych uprawach odnotowano w 1333 gminach Polski (53,8 procenta gmin kraju). W stosunku do poprzedniego okresu raportowania nastąpił wzrost wystąpienia suszy w tych uprawach o 115 gmin.
Deficyt i niski stan wód
Według prognoz Rządowego Centrum Bezpieczeństwa w najbliższych miesiącach z powodu braku wystarczających zasobów w wielu regionach mogą pojawić się problemy z zaopatrzeniem w wodę. Stany wód w wielu rzekach nie pozostawiają złudzeń, że sytuacja jest poważna. O deficycie wody w Wiśle przeczytasz na tvnwarszawa.tvn24.pl.
Profesor Paweł Rowiński, wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, geofizyk i specjalista hydrodynamiki, stwierdził jednak, że wahania stanu wody w głównej polskiej rzece, czyli Wiśle, nie są niczym wyjątkowym.
- Stany niskie zdarzają się co jakiś czas, tak samo jak zdarzają się stany wysokie. Proszę sobie przypomnieć, że kilka tygodni temu walczyliśmy z falą powodziową i byliśmy blisko innego rekordu. Ekstremalne sytuacje zdarzają się w dwie strony, więc nie możemy mówić, że Wisła wysycha, ale tym co możemy na pewno powiedzieć, jest to, że musimy się przyzwyczajać do tego, że takie stany będą się zdarzać - raz niskie, raz wysokie, że będziemy mieli długie okresy suche, potem mogą występować opady nawalnych deszczy, powodzi - opowiadał Rowiński.
Ze zdaniem Rowińskiego nie do końca zgadza się profesor Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, sozolog i działacz ekologiczny.
- Ja bym powiedział, że sytuacja jest trudna i dramatyczna. Jednym ze skutków zmian klimatu jest zaburzenie gospodarki wodnej, czyli znacznie mniejsza ilość deszczu. Deszcz powinien padać kilka tygodni albo tydzień - ciągle i w małych ilościach. W tej chwili mamy krótkie, ale bardzo nawalne deszcze, które przynoszą bardzo dużą ilość wody, która nam ucieka do Bałtyku. Dramat sytuacji polega na tym, że mamy kolejny rok suszy, mamy ciągłą letnią suszę od 2013 roku w Polsce. W zeszłym roku mieliśmy suszę stulecia, dzisiaj szykuje nam się następna taka. Mamy dramatyczną sytuację w zakresie gospodarki wodnej i gospodarowania wodą w Polsce. My tę wodę tracimy, nie oszczędzamy, nie potrafimy jej zatrzymać w ekosystemie - mówił Karaczun.
Kwestia położenia...
Obaj specjaliści zgadzają się z tym, że w przypadku zasobów wody Polska jest krajem deficytowym. Jak stwierdzili, jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest położenie geograficzne naszego kraju.
- Jesteśmy państwem na trzecim miejscu od końca, przed Matlą i Cyprem, jeśli chodzi o ilość wody, która przypada na jednego mieszkańca rocznie. Mówi się o liczbie 1600 metrów sześciennych wody na rok na osobę i to jest taka granica bezpieczeństwa. My jesteśmy w obszarze granicy bezpieczeństwa - mówił profesor Rowiński.
...i gospodarowania
Karaczun zauważył, że porównując suszę i powódź, dla stanu gleby bardziej dewastujące jest pierwsze zjawisko. Mimo to ogromną rolę odgrywa także gospodarowanie zasobami wodnymi, a te działania najczęściej nie są prowadzone odpowiednio, czego przykładem może być sytuacja sprzed kilku tygodni w Skierniewicach, kiedy mieszkańcom przez wiele dni, w fali upałów, ograniczano dostęp do wody. Jak zauważył Karaczun, to nie jest jedyna taka sytuacja.
- Mamy teraz koło 100 gmin w Polsce, które ogłosiły albo prośbę do mieszkańców, albo karę dla mieszkańców, jeżeli używają wody wodociągowej do podlewania swoich ogródków. Nam zaczyna tej wody po prostu brakować. Woda w wielu regionach Polski - przede wszystkim to jest Wielkopolska i Łódzkie - staje się barierą rozwoju gospodarczego. Co najgorsze, my tej wody nie oszczędzamy, nie gospodarujemy nią w sposób właściwy. Ja z trwogą myślę o planach obecnego rządu o budowie autostrad wodnych, czyli betonowania wielkich rzek polskich, bo to jeszcze bardziej pogłębi problem. My wodę za wszelką cenę powinniśmy pozostawić w ekosystemie, wyłapywać ją z tych rzadkich opadów, by ona zostawała w stawach, na terenach podmokłych i rolniczych, a nie pozwalać jej szybko wpływać do rowów melioracyjnych, do rzek i do Bałtyku - stwierdził.
Z profesorem zgodził się drugi rozmówca, który przytoczył przykład Niemiec, w których betonowanie autostrad niekoniecznie się sprawdziło.
- To nie jest dobry pomysł, od tego się odchodzi, to są potężne koszty, efekt jest żaden, bo ekonomicznego efektu nie możemy oczekiwać, natomiast dewastacja w środowisku może być potężna - mówił Rowiński.
Jednym ze skutków takiej dewastacji jest stepowienie czy pustynnienie terenów Polski. Jak zauważył Karaczun, regionem najbardziej zagrożonym jest Wielkopolska.
- Tam się dokładamy my jako ludzie, naszą gospodarką i eksploatacją węgla brunatnego, czyli budujemy tak zwane leje depresyjne. Proszę popatrzeć, co się dzieje z naszym jeziorem Wilczyńskim, czy jeziorem Gopło - kolebką naszej polskiej państwowości. Gopło wysycha, a brzeg jeziora Wilczyńskiego cofnął się o sześć metrów, między innymi w wyniku eksploatacji węgla brunatnego, to samo mamy w Łódzkiem. Tam rzeczywiście deficyt wody dla rolnictwa, dla gospodarki komunalnej zaczyna być bardzo poważnym problemem społecznym i gospodarczym - mówił.
Poprawić stan i sytuację
Ten problem jest złożony i konieczne są dokładnie przemyślane, długofalowe działania.
- My nie mamy takiej prawdziwej, zintegrowanej gospodarki wodnej, która rozważa problemy wodne z każdego punktu widzenia. My mówimy o katastrofach, czyli o powodziach i suszach, a tak naprawdę gospodarujemy wodą w stanach normalnych. Nie nauczyliśmy się gospodarować wodą w takich warunkach. My zapominamy o problemach fatalnej jakości wody w Polsce i właściwie, gdybym miał powiedzieć, co ma być priorytetem, to jakość wody - ocenił Rowiński.
Jednak aby uspokoić, profesorowie zauważyli, że zła jakość wody dotyczy tej znajdującej się w rzekach, a nie w kranach.
- Woda w kranach jest absolutnie dobrej jakości, ale my tę wodę odzyskujemy z rzek. Tutaj potrzebny jest punkt odniesienia. Trzeba pamiętać, że kiedyś Wisła była tak naprawdę ściekiem, ale pojawia się taki szereg zanieczyszczeń, o którym zapominamy. Takim zanieczyszczeniem - niezwykle niebezpiecznym - są antybiotyki, które pojawiają się i są identyfikowane praktycznie we wszystkich rzekach europejskich, również w Polsce. To co możemy zauważyć, Polska jest jednym z krajów niezwykle "antybiotykoodpornym", to znaczy mamy bardzo dużo sytuacji, że antybiotyki już nie działają na ludzi. To też jest efekt tego, że te antybiotyki są w wodzie - zauważył profesor Rowiński.
Obaj profesorowie są zdania, że istnieje bardzo skuteczny sposób na poprawę sytuacji gleb i deficytu wody. Jest nim budowa programu małej retencji, co, jak tłumaczyli, oznacza budowę małych, powiatowych zbiorników retencyjnych na kilkaset tysięcy metrów sześciennych, a nie na kilkaset milionów metrów sześciennych. Wszystko, aby zatrzymywać wodę spływającą z pól.
- My potrzebujemy tak naprawdę odtwarzania terenów podmokłych, czyli ochrony bagien, ochrony mokradeł, coś co jest pokłosiem lex Szyszko, czyli tego sławnego wycinania drzew. My powinniśmy robić wszystko, żeby zachowywać zadrzewienie śródpolne, bo ono także stanowi magazyn retencyjny wody. My powinniśmy na terenach przyrodniczo czynnych, czyli na terenach rolniczych, lasach, tych otwartych, pozamiejskich, zatrzymywać jak najwięcej wody, żeby ta fala powodziowa nie spływała do Wisły i nie uciekała do Bałtyku tą wielką wezbraniową falą, ale żeby ta woda zostawała w systemie przyrodniczym na dłużej, żeby rolnicy właśnie w takiej sytuacji jak teraz wykorzystać ją do podlewania swoich plonów - mówił Karaczun.
Całą rozmowę z programu "Fakty po Faktach" zobaczysz tutaj:
Autor: kw,dd/map / Źródło: tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/IUNG