Kometa odkryta w piątek przez astronomów-amatorów, zginęła w spektakularny sposób już następnego dnia. Uderzyła w Słońce. Chwilę później na gwieździe doszło do wybuchu, który zarejestrował koronograf znajdujący się na pokładzie sondy SOHO (Solar and Heliospheric Observatory). Przypadek?
Kolejne obrazy, uzyskane dzięki koronografowi, pokazują, jak kometa wlatuje w koronę Słońca, a krótko po tym zdarzeniu na gwieździe dochodzi do wybuchu. Można wysnuć wniosek, że to następstwo uderzenia komety. Jednak najprawdopodobiej jest to przypadek - nie wiadomo nic o tym, żeby uderzenia tak małych ciał niebieskich wywoływały podbne zjawiska na Słońcu.
Co ciekawe, podobnej obsrwacji dokonano 5 lipca tego roku. Bezimienna kometa, pochodząca z zewnętrznych części Układu Słonecznego wpadła w Słońce. Rozpadła się jeszcze w koronie gwiazdy, a potem wyparowała. Należała najprawdopodobniej do rodziny komet Kreutza, powstałych z rozpadu tzw. Wielkiej Komety z 1106 roku. I znów wyglądało na to, że małe ciało niebieskie powoduje niestabilność magnetyczną gwiazdy i w następstwie koronalny wyrzut masy.
Autor: usa/ms / Źródło: spaceweather.com