Według najnowszych informacji, polskie władze zadecydowały, że od początku września uczniowie wrócą do szkół. Jednak nie wszystkie obostrzenia, takie jak obowiązkowe zakrywanie nosa i ust oraz dystans społeczny, miałyby zostać zachowane. Decyzję o powrocie do niemal normalnej szkolnej rzeczywistości komentowała na antenie TVN24 epidemiolog profesor Maria Gańczak.
- W kontekście danych epidemiologicznych sytuacja naszego kraju uległa pogorszeniu - powiedziała profesor Maria Gańczak. Dlatego, jej zdaniem, środowisko szkolne, nie będzie wystarczająco bezpieczne.
- Nie mamy tutaj do czynienia z utrzymywaniem dystansu społecznego, dzieci będą siedzieć jedno koło drugiego, będą stłoczone na małej przestrzeni, bez używania masek - takie są propozycje rządu. Owszem, będą myły ręce przy wejściu do szkoły, ale powiedzmy sobie, ta liczba godzin spędzonych w szkole, to nie jest jedna dwie, ale czasami nawet i osiem. Tutaj przestrzeganie zasad higieny powinno być zachowywane bardzo często, a jak teraz zrobić to technicznie, to kolejny znak zapytania - wyjaśniła epidemiolog.
Więcej o powrocie polskich dzieci do szkół w obliczu pandemii przeczytasz TUTAJ.
Kwestia uczniów, kwestia nauczycieli
Gańczak przypomniała, że ze względu na specyfikę infekcji, koronawirus bardzo rzadko dotyka dzieci. Ale jak wskazują świeże wyniki badań - te dzieci, które ulegną zakażeniu, wydalają dość dużą liczbę materiału genetycznego wirusa, a im mniejsze dziecko, tym więcej kopii wirusa. Dlatego nie można stwierdzić, że dogłębnie poznaliśmy już sposób rozprzestrzeniania się koronawirusa wśród dzieci.
- Wydaje się, że transmisji poziomych będzie mało, wydaje się, że mało będzie transmisji od dzieci do nauczycieli, ale proszę zwrócić uwagę, że szkoła to jest system naczyń połączonych. Zarówno musimy myśleć o dzieciach, jak i o nauczycielach - powiedziała.
Przykłady ze świata
Gańczak opowiedziała, że w Niemczech, nauczyciele, którzy znajdują się w grupie zwiększonego ryzyka, nie są dopuszczani do prowadzenia zajęć w inny sposób niż zdalnie. Poza klasami obowiązuje zaś nakaz noszenia maseczek przez dzieci. W Japonii dzieci usadza się tak, by w sali lekcyjnej zachowany był dystans społeczny, a także nosi się maski. Norwegia ograniczyła liczbę uczniów w klasie. W Izraelu młodzież jest cały czas zobowiązana do noszenia osłony na nos i usta.
- Ja tutaj bardzo boję się o nauczycieli, właśnie w kontekście tego, że szkoła to jest środowisko, gdzie mamy stłoczonych mnóstwo ludzi na małej przestrzeni przez długi okres. A więc te elementy, które stanowią ryzyko zakażeń wszystkimi wirusami oddechowymi. I proszę teraz nałożyć na transmisję COVID-19 transmisję z wirusami grypy. Dzieci są uważane za to środowisko w Polsce, w którym jest najwięcej zakażeń grypą w sezonie - przypomniała. I - jak dodała - 3,8 miliona Polaków chorowało na grypę w ubiegłym sezonie.
Koronawirus a inne zakażenia
W związku z tym należy wprowadzić bezpieczne środowisko do prowadzenia lekcji, nie tylko dla uczniów, ale także wszystkich pracowników szkoły. Jako przykład Gańczak podaje obowiązkowe szczepienia przeciw grypie, zapewnione dla wszystkich nauczycieli, by ograniczyć liczbę rozprzestrzeniających się wirusów.
- Jak wynika z naszych badań, w zeszłym sezonie w Polsce jedynie około 5 procent nauczycieli zaszczepiło się przeciwko grypie. Jeśli będziemy mieć tak niski odsetek zaszczepionych w tym sezonie, to będziemy mieć mnóstwo absencji w szkole i będziemy mieć mnóstwo koinfekcji COVID-19 i grypy. Tego jako epidemiolog się bardzo obawiam - twierdziła.
Gańczak przypomniała, że szczepienie przeciwko grypie nie jest bronią przed zakażeniem koronawirusem. Jeśli jednak dojdzie do koinfekcji i oba patogeny spotkają się w jednym organizmie, to może być przyczyną cięższego przypadku zakażenia, szczególnie u osób ze zwiększonej grupy ryzyka. Gdy takie osoby będą potrzebowały zasięgnąć porady lekarskiej, z gorączką, pojawi się pytanie, co dokładnie dolega pacjentom.
- To spiętrzenie się zakażeń grypowych i covidowych na jesień budzi nasze ogromne obawy pod kątem też logistycznym - czy starczy nam testów, czy starczy nam pracowników sanepidu, którzy "kierują ruchem" - podsumowała.
Całość rozmowy zobaczysz tutaj:
Autor: kw/map / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock