Pod koniec września Andrzej Bargiel zdobył ośmiotysięcznik Manaslu. Młody himalaista wspiął się na szczyt w rekordowo szybkim tempie, a później zjechał z niego na nartach. Wszystkiego dokonał bez użycia aparatu tlenowego. Co było najtrudniejsze? O tym opowiedział w programie TVN24 "Wstajesz i weekend".
25 września Andrzej Bargiel dotarł na szczyt nepalskiej góry Manaslu (8156 m n.p.m.). Czas, w którym wspiął się na szczyt, pozwolił mu ustanowić nowy rekord.
Wejście ze stoperem w ręku
Jak przebiegła wyprawa? Cała ekspedycja rozpoczęła się z bazy głównej. Bargiel postawił sobie za cel, żeby z tego miejsca wejść na górę w czasie nie dłuższym niż 24 godziny. Polakowi udało się to w zaledwie 21 godzin i 14 minut.
Na trasie, między bazą główną a szczytem, polski rekordzista stworzył dodatkową bazę, gdzie miał przenocować. Dopiero z niej rozpoczął ostateczny atak na szczyt.
Nocne zdobywanie szczytu
Himalaista opuścił tę bazę o 22, a na wierzchołku Manaslu stanął około godziny 12. Po 14 godzinach wspinaczki pobił, należący do Niemca Benedikta Boehma, rekord świata w najszybszym zdobyciu tego szczytu (wynosił on 16 godzin).
- Startowałem w nocy, by znaleźć się o godz. 12 na szczycie. Udało się, z czego bardzo się cieszę - podsumował Bargiel.
Nietypowe zejście
Jednak zdobycie Manaslu było tylko częścią założonego planu. By osiągnąć cel, Bargiel musiał zjechać z góry na nartach wcześniej wyznaczoną trasą. Zjazd trwał 2 godziny. Jednak z uwagi na nieodpowiednie warunki, czyli brak pokrywy śnieżnej, dalej trzeba było dojść pieszo do bazy.
- Manaslu jest bardzo atrakcyjną pod względem narciarskim górą. Nie jest zbyt łatwa, ani zbyt trudna - informował młody himalaista - W tak wysokich górach nigdy nie jeździ się na żywioł. Przed wyprawą wytyczyliśmy potencjalną trasę zjazdu - dodał.
Nie zmrużył oka
Adrenalina nie pozwoliła himalaiście zmrużyć oka w nocy, przez co nie był dostatecznie wyspany i w pełni sił fizycznych, podczas głównego ataku na szczyt.
- Lubię otwarte przestrzenie i spędzać czas w górach, podczas którego przychodzą różne refleksje. Poza tym targały mną silne emocje - wyznał Bargiel.
Nasz rekordzista należy do osób, które dokonując wielkich rzeczy, spełniają przy tym swoje marzenia
- Zawsze lubiłem stawiać sobie wysokie cele. Z natury jestem leniwy, a te cele motywują mnie do działania - przyznaje Polak.
Narty, których nie znajdziesz w sklepie
Aby zapewnić największe bezpieczeństwo w trakcie zjazdu dla Bargiela zostały przygotowane specjalne narty, które w sklepach będą dostępne dopiero w przyszłym roku. Dlaczego himalaista nie mógł wykorzystać zwykłych nart? Jak tłumaczy Bargiel, narty przede wszystkim muszą być bardzo lekkie. Ważne jest, aby przed głównym użyciem zostały przetestowane, ponieważ nie możemy sobie pozwolić na błędy.
Warto zaznaczyć, że Bargiel wspinał się w narciarskich butach, które są "chłodniejsze od typowego himalajskiego obuwia". Stosuje się do nich jednak specjalne podgrzewane wkładki.
- O dziwo, na ośmiu tysiącach poparzyłem sobie duże palce u stóp - wyznaje z uśmiechem Bargiel.
Trafił na "okno pogodowe"
Powodzenie wyprawy zależało nie tylko od sprzętu. Równie ważna była pogoda. Na szczęście himalaista trafił na sprzyjające warunki atmosferyczne - "okno pogodowe", które umożliwiły mu bezpiecznie dotrzeć na szczyt.
Następny przystanek -Everest?
Andrzej Bargiel na pewno powróci w Himalaje. Przyznaje, że z każdego ośmiotysięcznika można zjechać na nartach. W planach jest nawet Everest.
- Jestem jeszcze bardzo młody, więc korona himalajów stoi przede mną otworem. Czemu nie? - zapowiada rekordzista.
Autor: AD/mk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Bargiel, Marcin Kin / Sunt Leones