Sławomir S., oskarżony o znęcanie się nad swoją rodziną, stanął przed sądem. Mężczyzna przyznał na sali rozpraw między innymi, że "walnął parę razy chłopców" i nimi rzucił. Dodał również, że uderzył żonę, ale - jak stwierdził - "ona wie za co". 32-latkowi grozi 10 lat więzienia.
Proces rozpoczął się w czwartek przed Sądem Rejonowym we Włocławku. 32-letni Sławomir S. oskarżony jest o to, że znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad żoną, sześciorgiem ich dzieci oraz synem kobiety.
- Z ustaleń śledztwa wynika, że poniżał dzieci, bił, znieważał, w dodatku wyrządził krzywdę jednemu z nich, doprowadzając do złamania ręki, a drugiemu z dzieci do złamania nogi. Ponadto rozpijał małoletnich - mówi Arkadiusz Arkuszewski z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.
W akcie oskarżenia jest mowa o wielokrotnym biciu członków rodziny, poniżaniu i grożeniu śmiercią. Mężczyzna przyznał się do części zarzutów.
- Połowa zarzutów jest wymyślona przez moją żonę. Nie powiem, walnąłem jej z bańki, ale ona wie za co. Tu nie powiem, o co chodzi, ale na sprawie rozwodowej. Chciała wojny, to będzie miała wojnę - mówił przed sądem oskarżony.
Pytany na korytarzu sądowym przez dziennikarzy, czy żałuje tego, co zrobił, pokazał im dwa środkowe palce.
Przed sądem dowodził, że w jego domu było jeszcze gorzej. Przyznał, że "walnął" wychowywanych chłopców, ale dodał, iż dziewczynek nie uderzył ani razu.
- Nigdy nie mówiłem dzieciom, że je pozabijam. Może powiedziałem, że dostanie "wpierdziel". Ja ich tylko straszyłem. Mogły się dzieci tego może bać, ale z tego, co wnioskowałem, się tego nie bały - mówił oskarżony.
"Jak nie słuchały, to im przyłożyłem"
- Lekarze, którzy zajmowali się sześcio- i siedmioletnim pacjentem, stwierdzili, że mają oni obrażenia, które najpewniej powstały na skutek stosowania wobec nich przemocy - mówił wtedy starszy sierżant Tomasz Tomaszewski z policji we Włocławku.
Obaj chłopcy mieli złamane kończyny - jeden rękę, a drugi nogę.
Patrol przyjechał do ich domu, w którym przebywał Sławomir S. z czworgiem pozostałych dzieci. Funkcjonariusze stwierdzili, że mężczyzna jest kompletnie pijany. W wydychanym powietrzu miał 2,4 promila alkoholu, trzeźwiał w policyjnej izbie zatrzymań.
- Jak nie słuchały, to im przyłożyłem. Tak samo byłem wychowywany, jeszcze gorzej. Nie pojmuję tego jako wychowanie dziecka. Stało się i tyle. Nie miałem problemów emocjonalnych - wyjaśniał w czwartek oskarżony.
Sławomirowi S. grozi do 10 lat więzienia.
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24