Główny właściciel Stoczni Gdańsk SA, ukraińska spółka Gdańsk Shipyard Group, ma do końca miesiąca przedstawić nowy biznesplan - poinformował w Gdańsku wiceminister skarbu Rafał Baniak. Taka decyzja zapadła podczas specjalnych mediacji z udziałem właścicieli stoczni i przedstawicieli skarbu państwa. Specjalnym mediatorem podczas rozmów był były prezydent Lech Wałęsa.
W czwartek w Gdańsku odbyło się posiedzenie Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego (WKDS) poświęcone sytuacji Stoczni Gdańsk SA. W spotkaniu, z inicjatywy wojewody pomorskiego Ryszarda Stachurskiego, nie uczestniczyli przedstawiciele stoczniowych związków zawodowych oraz większościowego właściciela i zarządu stoczni. Zakład jest w trudnej sytuacji finansowej, a pracownicy od pół roku otrzymują pensje w ratach.
W obradach WKDS uczestniczyli przedstawiciele m.in. resortów: pracy i polityki społecznej oraz gospodarki, a także reprezentanci trójmiejskich zakładów branży stoczniowej.
Rozmowy bez stoczniowej "Solidarności" i ukraińskiego właściciela
W czwartkowym spotkaniu w Gdańsku nie wzięli udziału natomiast przedstawiciele stoczniowej "Solidarności" oraz ukraiński właściciel stoczni.
Przewodniczący "S" Roman Gałęzewski wyjaśnił, że związkowcy nie uczestniczyli w posiedzeniu WKDS, bo nie chcieli brać udziału w "PR–owskich rozgrywkach". - My nie będziemy wpisywali się w zagrywki PR-owskie, które urzędnicy pana Tuska robią; nie będziemy wspierali fikcji – powiedział.
Według rzecznika ukraińskiego właściciela Stoczni Jacka Łęskiego, gdańskie spotkanie nie miało nic wspólnego z próbą ratowania stoczni. - To czysto propagandowa impreza. Nie ma ono nic wspólnego z tym, czym powinna się zajmować i do czego została powołana komisja, czyli do mediacji między pracodawcą a pracownikami. Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego to nie miejsce na biznesowe rozmowy, dlatego z naszej strony nikt się na tej komisji nie pojawił - mówił Łęski.
Jak wyjaśnił, władze stoczni w piśmie do wojewody, ani strona związkowa, ani pracodawca nie wnioskowały do komisji o podjęcie tematyki związanej z obecną sytuacją w Stoczni Gdańsk.
Do końca listopada nowy biznesplan
Mediacje ws. ratowania stoczni na specjalne zaproszenie Lecha Wałęsy rozpoczęły się w środę w Warszawie. To właśnie podczas tych rozmów, którym przewodził były prezydent zadecydowano o przedstawieniu nowego biznesplanu ratowania stoczni.
O tym, że "strona właściciela większościowego, czyli faktycznego właściciela zobowiązała się przekazać do końca listopada nowy biznesplan"poinformował podczas WKDS wiceminister skarbu państwa Rafał Baniak.
- Dopiero na bazie biznesplanu można mówić o nowym, skorygowanym planie restrukturyzacji, o wydłużeniu procesu restrukturyzacji, czy o ewentualnym zwiększeniu kwoty pomocy publicznej - tłumaczył wiceminister podczas WKDS.
Zaznaczył, że "biznesplan nie przesądza o sukcesie potencjalnego dalszego zaangażowania się strony publicznej, natomiast stwarza podstawowe warunki żeby takie ryzyko podjąć".
Prezes ARP, Wojciech Dąbrowski podczas briefingu prasowego uchylił się od odpowiedzi na pytanie, co się stanie, jeśli do 30 listopada nie wpłynie nowy biznesplan. - Jeśli nie wpłynie, to będziemy rozmawiać 30 listopada – dodał. Jak powiedział, „dziś nie jest w stanie określić możliwych scenariuszy działania”.
Powiedział, że z analiz ARP, jak i firm doradczych wynika, że przedstawiony wcześniej plan zawiera nierealność pewnych założeń co do osiąganych marż, co do tempa wprowadzania nowej produkcji, czy zapotrzebowania na kapitał obrotowy.
Baniak dodał, że przedstawiony bizensplan musi być gruntownie przebudowany. - Mówimy o dokumencie, który zakłada trwałą rentowność, natomiast nie mogą to być założenia, które nie znajdują żadnego potwierdzenia w otoczeniu rynkowym – tłumaczył. Podkreślił, że ten dokument ma znaczenie fundamentalne, bo decyduje o dalszym, ewentualnym, ryzykownym zaangażowaniu AR".
- Nie znajdujemy dziś innych możliwości angażowania się poza solidarnym, proporcjonalnym podwyższeniem kapitału - dodał.
Biznesplan "należy tylko zaktualizować"
Rzecznik prasowy ukraińskiego udziałowca stoczni Jacek Łęski powiedział w czwartek PAP, że przedstawiony biznesplan powstał na przełomie 2012 i 2013 roku i był aktualizowany w okolicach marca 2013 r. oraz przyjęty przez udziałowców. - Potem w lipcu, z trudnych do wyjaśnienia przyczyn, prezes Dąbrowski twierdził, że nie ma żadnego biznesplanu - podkreślił.
Dodał też, że przedstawiony biznesplan należy tylko zaktualizować. - On nie będzie inny w sensie merytorycznym, zmienią się tylko jakieś sprawy związane z finansowaniem, z terminami - zapowiedział.
Upadek jest nieuchronny?
Tymczasem według "Rzeczpospolitej", która dotarła do analizy scenariuszy wsparcia gdańskiej stoczni przez ARP sporządzonych przez UKOiK, wynika, że dla stoczni praktycznie nie ma już ratunku. - W każdej sytuacji dodatkowe zaangażowanie ze strony państwa może zostać zakwalifikowane przez Komisję Europejską jako niedopuszczalna pomoc publiczna, co narazi przedsiębiorstwo na konieczność zwrotu pieniędzy, a przez to niemal automatyczne bankructwo - pisze dzisiejsza "RP".
Z dokumentu ma jasno wynikać, że żaden podmiot nie zaangażuje się w ratowanie przedsiębiorstwa, które narażone jest na bankructwo. "Dla stoczni w praktyce oznacza to, że jej los jest przesądzony, a upadek to wyłącznie kwestia czasu" – czytamy.
Według Jacka Łęskiego informacje podawane przez „Rzeczpospolitą” wprowadzają w błąd, bo jeśli strony nadal rozmawiają i szukają nowych rozwiązań to szanse na uratowanie stoczni są. - ARP do tej pory lansowała swój scenariusz jako jedyny możliwy, ale okazało się, że będzie on niezgodny z prawem. Wobec tego szukamy nowych rozwiązań - mówił w rozmowie z tvn24.pl Łęski.
Łęski zaprzecza również informacjom gazety nt. dotacji pieniędzy państwowych dla stoczni. Według „Rzeczpospolitej” państwo włożyło w stocznię w latach 2009-2012 550 mln zł. - To nieprawda. Jedyna pomoc państwa od prywatyzacji stoczni (przejęcia jej przez ukraińskiego inwestora) to pożyczka, którą musimy oddać. W tym pomoc publiczna, to samo oprocentowanie tej pożyczki - bo my musimy to zwrócić bez odsetek. Pożyczki udzielono wówczas w wysokości 150 mln - tłumaczył Łęski.
Trudna sytuacja w stoczni
Stocznia Gdańsk jest w tak trudnej sytuacji finansowej, że pracownicy od maja otrzymują wynagrodzenie w ratach. Domagając się wypłaty pensji 26 września załoga przeprowadziła kilkugodzinny strajk ostrzegawczy.
75 proc. akcji spółki należy do kontrolowanej przez Tarutę spółki Gdańsk Shipyard Group, a 25 proc. do ARP. Udziałowcy od kilku miesięcy nie mogą dojść do porozumienia w sprawie sposobu poprawy sytuacji zakładu.
Na początku września do Wydziału Gospodarczego Sądu Rejonowego Gdańsk Północ wpłynął wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni. Złożył go wierzyciel, firma Techwind z Banina koło Gdańska, której stocznia zalega ok. 250 tys. zł. W minionych kilku miesiącach to już drugi wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni w Gdańsku. W przypadku poprzedniego wierzyciela, stocznia uregulowała swoje zaległości.
Na początku lipca WZA stoczni nie przyjęło planu ratowania zakładu. Gdańsk Shipyard Group zaproponowała wówczas, by podwyższyć kapitał zakładowy spółki o 85 mln zł, z czego 64 mln zł miałby przekazać większościowy udziałowiec, a 21 mln zł - mniejszościowy, czyli Agencja. ARP nie zgodziła się na przyjęcie takiej uchwały.
Tu znajduje się Stocznia Gdańsk:
Autor: ws/dp/par / Źródło: TVN24 Pomorze, Rzeczpospolita, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24