Morze było wtedy kilkadziesiąt kilometrów dalej, a w tym miejscu płynęła rzeka. 11 tysięcy lat temu na terenie dzisiejszej Rewy (Pomorskie) była potężna Pradolina Redy, w której żyły renifery. Naukowcy znaleźli właśnie grot strzały, którą polowali na nie ludzie. To jednak nie wszystko. Znaleźli też zabytki sprzed siedmiu tysięcy lat - między innymi ślady po rytuałach pierwszych ludów.
W lipcu ruszyła przebudowa ulicy Jachtowej w Rewie. Prace wykonuje firma z Gdyni na zlecenie gminy Kosakowo. Wojewódzki konserwator zabytków wyznaczył to miejsce jako teren ochrony, dlatego przed remontem musieli je sprawdzić archeolodzy. To, co znaleźli zaskoczyło wszystkich. Pracami kierowała archeolog Monika Kwiatkowska. - Ekspedycja była nieliczna, ponieważ w porywach pracowało tu do pięciu osób. Pracowaliśmy od 6 rano do 22, bo mieliśmy niewiele czasu. Musieliśmy wpuścić drogowców, żeby rozpoczęli swoje prace - tłumaczy.
W zespole Moniki Kwiatkowskiej był również jej mąż - prof. Lech Czerniak z Uniwersytetu Gdańskiego. Jak oboje przyznają, odkrycia są przełomowe. - Dzięki tym badaniom odkryliśmy zupełnie zaskakujące dane, które dotyczą kilku dość wczesnych faz obecności człowieka na Pomorzu - mówi Czerniak.
Dodaje, że do tej pory najstarsze publikowane znaleziska z gminy Kosakowo pochodziły sprzed 2,5 tysięcy lat. Teraz dowiedzieli się, jak wyglądało życie na terenie dzisiejszej Rewy 11 i 7 tysięcy lat temu.
"To jest jak znalezienie igły w stogu siana"
Najstarszym znalezionym artefaktem jest krzemienne ostrze sprzed 11 tysięcy lat. Jak mówi prof. Czerniak, teren dzisiejszej Rewy wyglądał wtedy zupełnie inaczej. Roślinność przypominała bardziej dzisiejszą Syberię – tundra, rzadki las i niskie drzewa.
- Żyły tutaj renifery. Znaleźliśmy ostrze, które wykonane zostało z takiego krzemienia, który nie występuje lokalnie, co pokazuje, że ludzie, którzy używali tego narzędzia przybyli z jakichś odległych terenów. Zgubili to ostrze prawdopodobnie polując na lokalną faunę - mówi profesor.
Dodaje, że Morze Bałtyckie było wówczas oddalone od terenu dzisiejszej Rewy o mniej więcej 50 kilometrów na północ. W tym miejscu natomiast płynęła rzeka.
- To jest jak znalezienie igły w stogu siana, zupełnie przypadkowe znalezisko. Więcej nic z tego okresu nie znaleźliśmy, aczkolwiek podejrzewam, że jeśli zrobilibyśmy szerzej zakrojone wykopaliska, moglibyśmy trafić na jakieś obozowisko z tego czasu - mówi Czerniak.
Kolejne artefakty dotyczą już okresu sprzed siedmiu tysięcy lat.
Znaleźli przedmioty po rytuałach pierwszych mieszkańców
Podczas prac archeolodzy znaleźli fragmenty naczyń w jamie gospodarczej wykopanej niemal siedem tysięcy lat temu.
- Wtedy pojawiła się tutaj grupa ludzi, która zawędrowała tu z terenów Kujaw. Byli to najstarsi rolnicy, którzy wyszli pierwotnie, aż z terenów Kotliny Karpackiej. Ludność rolnicza kontaktowała się z miejscowymi ludami zbieraczy, łowców, którzy żyli wcześniej nad Bałtykiem. Ci ostatni żyli na podmokłych terenach, łowili ryby i żyli z tego, co oferował Bałtyk. Zatoka Pucka wtedy była jeziorem i poziom wody był około 3 metrów niższy niż obecnie - mówi profesor.
Podobną osadę rybaków i łowców (tzw. kultura Ertøbelle) odkryto już w oddalonym o kilkanaście kilometrów Rzucewie. To jednak, że do dzisiejszej Rewy przybyli pierwsi rolnicy jest nowością.
- To, że ci rolnicy przybyli tutaj, handlowali ze zbieraczami, łowcami, a nawet mogli założyć niewielką osadę, taką, żeby można było handlować i mieszkać w pobliżu, to jest zupełnie rewelacja, nowy fakt, którego do tej pory nie rejestrowano - tłumaczy naukowiec.
Trochę później w tym samym miejscu, bo około 5,5, tysiąca lat temu pojawiła już duża, długotrwale zamieszkiwana osada ludności tzw. kultury pucharów lejkowatych.
- To jest nazwa nadawana przez archeologów pierwszym ludom rolniczym, które wywodziły się z lokalnych łowców. Oni z jednej strony nadal trochę korzystali z Bałtyku, ale tak głównie uprawiali w tej okolicy ziemię i budowali stałe osady i z tego czasu odkryliśmy najwięcej materiałów zabytkowych, czyli ceramiki, krzemieni i narzędzi kamiennych - mówi Czerniak.
Znaleziska są dopiero wstępnie analizowane, jednak już wiadomo, że była w tym miejscu jakaś zatoczka albo mały zbiornik wodny. - Odkrywka archeologiczna jest bardzo fragmentaryczna, a dawny krajobraz został mocno przekształcony, więc ciężko powiedzieć dokładnie, jak wyglądało otoczenie osady. W każdym razie, na skraju jakiejś wody stało drewniane domostwo. Do samej wody wrzucano śmieci, ale oprócz tego znaleźliśmy depozyt, który może mieć charakter rytualny - mówi profesor.
Dodaje, że ludy związane z północą często organizowały takie rytuały w ten sposób, że wkładały do wody jakieś cenne przedmioty.
- To zaczyna się w tym czasie mniej więcej, a będzie trwało jeszcze w czasach nawet wikingów - mówi Czerniak. - Znaleźliśmy trzy naczynia i kamienną siekierę wrzucone razem do wody. Taki zestaw w jednym miejscu świadczy o tym, że nie były to śmieci, które wyrzucano czy, że coś się przypadkiem rozbiło przy pracach nad wodą, lecz, że to był celowy depozyt - dodaje.
Przedmioty trafią do Instytutu Archeologii na Uniwersytecie Gdańskim
Badania podjęte przy okazji przebudowy ulicy Jachtowej trwały sześć dni i zostały już zakończone. Były to badania ratownicze, ale prof. Czerniak przyznaje, że ranga odkryć jest tak duża, że chcieliby razem z innymi naukowcami kontynuować prace w otoczeniu. Będą starali się o sfinansowanie typowo naukowych badań na tym terenie.
Monika Kwiatkowska dodaje, że znaleziska będą teraz opracowywane przez pracowników Uniwersytetu Gdańskiego.
- Przedmioty te trafią później do magazynu Instytutu Archeologii na Uniwersytecie Gdańskim - mówi archeolog.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Gmina Kosakowo