Gdy pielęgniarki słupskiego hospicjum otworzyły reklamówkę leżącą w holu pod stolikiem, na moment odebrało im głos. Torba była pełna pieniędzy. Było w niej ponad 100 tysięcy złotych i 2 tysiące euro.
Nie było żadnej informacji sugerującej, do kogo znalezisko mogłoby należeć. Nie było też wskazówki w kwestii przeznaczenia pieniędzy. Pakunek leżał na podłodze pod stolikiem w holu przy wyjściu.
Na stoliku Biblia
- Gdy koleżanki zadzwoniły do mnie, powiedziały: pani oddziałowa, to tak pokaźna suma pieniędzy, że włos nam się zjeżył - wspomina Bożena Dobies, pielęgniarka hospicjum.
- To była normalna reklamówka ze sklepu. Na stoliku leżała Biblia - wspomina Teresa Jerzyk, dyrektor placówki. Zwróciła jej uwagę, gdyż było to wydanie, którego w placówce nie ma. Mała książeczka z niebieską okładką. W Piśmie Świętym również brakowało instrukcji czy wskazówek. Włożona była tylko zakładka na Liście do Efezjan, a konkretnie na rozdziale: Osobiste pozdrowienia i zakończenie.
Tajemnicza para staruszków
Pracownicy hospicjum zawiadomili Komendę Miejską Policji ze Słupska, policjanci zabezpieczyli pieniądze.
- Ustalamy okoliczności zdarzenia. Na ten moment nie mogę nawet potwierdzić znalezionej kwoty ze względów bezpieczeństwa - poinformował kom. Robert Czerwiński, Rzecznik Prasowy z Komendy Miejskiej Policji w Słupsku.
Rozmawiając dzisiaj z rodzinami czuwającymi przy łóżkach swoich bliskich, Jerzyk dowiedziała się, że ich uwagę wzbudziła para staruszków, która wieczorem siedziała przy tym stoliku. Widać było, że para ma do siebie wzajemny szacunek i łączy ich wyjątkowo bliska relacja. W pewnym momencie staruszkowie opuścili hol i wyszli z hospicjum. Starsza pani, według opisu, miała być lekko niepełnosprawna, pan z czułością trzymał ją za rękę. Nic więcej o tej parze nie wiadomo. W hospicjum jest monitoring, ale był nieczynny z powodu remontu ośrodka. Gdyby osoba, która zostawiła reklamówkę, przyszła trzy dni później, wszystko zarejestrowałyby kamery. A tak - ślad się urywa.
"Opatrzność nad nami czuwa"
Samo hospicjum powstało w niezwykłych okolicznościach. W 1995 roku Teresa Jerzyk pracowała jako pielęgniarka w hospicjum domowym. Znała panią notariusz Bernadettę Połeć, która pomagała rozwiązać trudne sytuacje pacjentów pod względem prawnym. To przez nią w jej życiu pojawił się holenderski przedsiębiorca Jan Druyff, który postanowił ufundować hospicjum w Słupsku z własnych pieniędzy.
Placówkę wielokrotnie ratowano anonimowymi darami. - Opatrzność nad nami czuwa - śmieje się Jerzyk. Od początku istnienia odeszło w nim ponad 6400 osób.
- Słupskie hospicjum jest w stanie przyjąć 20 pacjentów, jednak posiada głównie sale dwu- i trzyosobowe. Jest tylko jeden pokój jednoosobowy i jeden przejściowy. Moim wielkim marzeniem jest zbudowanie dodatkowych czterech pokoi jednoosobowych, żeby podnieść komfort naszych pacjentów i ich rodzin. Te pieniądze na pewno by to ułatwiły - mówi dyrektor słupskiego hospicjum.
Co z pieniędzmi?
Jak tłumaczy prawnik, prof. dr hab. Wojciech Cieślak, anonimowa darowizna zdarza się dosyć rzadko i nie można wykluczyć, że pieniądze mogą pochodzić z przestępstwa. Organy ścigania badają okoliczności zdarzenia. - Jeśli osoba uprawniona do odbioru się nie ujawni, albo nie wykaże gotowości do odbioru znaleziska, a znalazca uczyni zadość swoim obowiązkom, a tak chyba możemy w tym przypadku powiedzieć, to pieniądze trafią do znalazcy. Należy pamiętać, że będzie nim nie hospicjum a pielęgniarka, która te pieniądze znalazła. Jeśli zechce, będzie mogła oczywiście przekazać je na cel związany z hospicjum - informuje prof. Wojciech Cieślak.
Zgodnie z ustawą z 20 lutego 2015 o rzeczach znalezionych, pieniądze mogą trafić do znalazcy tylko w określonym przypadku: jeśli nie zostanie znaleziony ich właściciel lub nie wykaże on gotowości do odbioru swojej własności.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: PJZ/eŁKa//ec / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24