Wanda Bizewska była w obozie Stutthof niecały rok, ale widziała bardzo dużo. Pracowała w bloku śmierci. Była świadkiem selekcji do komór gazowych, rozstrzeliwania, uśmiercania dosercowymi zastrzykami z fenolu. Starała się pomóc wyczerpanym kobietom, ulżyć im w cierpieniu. Po trzydziestu latach spisała przerażające wspomnienia i schowała do szafy. Teraz te zapiski odkryła jej rodzina.
Stare, pożółkłe już maszynopisy znalazła pani Małgorzata razem z mamą podczas porządków. Były schowane w kartonie w głębi pawlacza.
Pani Małgorzata wujka Antoniego nie pamięta. Zmarł jak miała trzy latka. Ciocię Wandę pamięta jak przez mgłę, zmarła dwa lata później. Dopiero teraz, po latach poznała straszną historię swoich krewnych. Razem byli w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof, tam też się poznali. Nigdy jednak o tym nie opowiadali. Straszne wspomnienia zabrali ze sobą. Teraz ujrzały światło dzienne.
- Babcia mówiła, że ciocia raz opowiadała o Stutthofie, jak wróciła z obozu. Później już nic. Te notatki to był szok dla wszystkich – mówi Małgorzata Gadomska.
Wanda Bizewska spisała swoje wspomnienia w lipcu 1975 roku. Pani Małgorzata przekazała je Muzeum Stutthof.
Jak opisuje Danuta Drywa z Muzeum w Stutthof, w zbiorze archiwum była relacja, którą Wanda Bizewska złożyła wspólnie z mężem Antonim. Nie ma tam jednak słowa o jej pracy w szpitalu na terenie Obozu Żydowskiego. Dopiero niedawno odkryte zapiski odkrywają, co tak naprawdę przeżyła kobieta, która na niecały rok przed wyzwoleniem trafiła do obozu.
Kapo w bloku śmierci
W kartotece obozowej Wanda Bizewska występuje pod nazwiskiem panieńskim – Śliwińska. Przed zatrzymaniem przez gestapo Wanda działała w konspiracji pod pseudominem Halina. Jak pisze w swoich wspomnieniach, została aresztowana w połowie marca 1944 roku. 8 lipca trafiła do obozu Stutthof, do części przeznaczonej dla kobiet w tzw. Nowym Obozie.
Ósmego lipca 1944 roku łącznie z grupą więźniarek liczącą około 80 osób, przewieziono mnie do obozu koncentracyjnego Stutthof, gdzie osadzono mnie jako więźnia politycznego.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Wanda była pielęgniarką w szpitalu dla więźniarek żydowskich w baraku XXX. Jak opisuje Muzeum Stutthof, w rzeczywistości był to blok śmierci. Zanoszono tam skrajnie wyczerpane, owinięte w koc więźniarki. W ten sposób izolowano chore Żydówki, które nie były w stanie stawić się do apelu.
Czytając wspomnienia Wandy, ciężko nie zauważyć jednej rzeczy. Miała ona kontakt z wieloma osobami funkcyjnymi pracującymi na terenie obozu. Mogła w pewnym momencie nawet poruszać się na terenie obozu. Wirginia Węglińska z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku przeczytała wspomnienia Bizewskiej.
- Kiedy dokładniej badamy tę postać, dowiadujemy się, że Wanda Śliwińska pełniła w 1944 roku nie tylko funkcję zwykłej pielęgniarki w Obozie Żydowskim, ale również funkcję kapo - zauważa Węglińska.
Sama Wanda nie wspomina o tym w swoich relacjach. Węglińska znalazła ją w opracowaniu Mirosława Glińskiego na temat szpitala w KL Stutthof. W spisie personelu więźniarskiego szpitala dla Żydów Wanda Śliwińska widnieje właśnie jako kapo. To tłumaczy, skąd miała tyle możliwości.
- Musimy pamiętać, że kapo w niemieckich obozach koncentracyjnych byli bardzo różni. W 1944 roku w obozie Stutthof w dużej ilości na funkcjach kapo zaczęli się pojawiać polscy więźniowie polityczni, którzy nie działali na szkodę swoich kolegów i koleżanek. Wręcz przeciwnie. Starali się organizować różnego rodzaju dla nich pomoc, przemycali odzież z magazynów, wykradając je z obozu, przemycali także dodatkowe jedzenie chociażby z kuchni więźniarskiej. To oczywiście wszystko było z ogromnym narażeniem życia - tłumaczy Węglińska.
I tak właśnie było w przypadku Wandy.
Pomagała uniknąć komory gazowej, zdobywała jedzenie, leki
Podczas selekcji Wanda Śliwińska starała się różnymi sposobami ratować najbardziej wycieńczone kobiety.
Rozpoczynały się one apelem. Wkraczali ss-mani z oberscharfuhrerem Fothem i lekarzem SS Heidlem na czele. Żydówkom kazano przed nimi maszerować pojedynczymi szeregami. (...) Chodziło o dokładniejszy przegląd kandydatek do komory gazowej. (...) To, co się wówczas działo trudno opisać. Każda twarz "selekcjonowanych", a zwłaszcza tych starych i chorych była pełna rozpaczy, błagania o litość.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Wanda razem z innymi więźniarkami starała się chować te, które mogły zostać wytypowane podczas selekcji. Można było wtedy ukryć kilka, najwyżej kilkanaście osób. Nie zawsze się udawało.
Znaleziono jeszcze inny sposób. Kiedy przy selekcji zapisywano jedynie numery więźniarek, które później miały być zabrane, Wanda razem z innymi więźniarkami zamieniały numery z ubrań już zmarłych osób.
Na szczęście znowu w Stutthofie nie było zwyczaju tatuażu numerów obozowych, jak np. w Oświęcimiu.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Oprócz tego Śliwińska starała się zdobywać jedzenie z kuchni. Jak opisywała w relacji, organizowano paczki od rodzin i znajomych współwięźniów, którzy byli na wolności. Adresy przekazywali więźniowie z obozowego ruchu oporu "znanymi tylko sobie kanałami".
Z kuchni obozowej często przekazywano na naszą prośbę i starania dodatkowo zupę obiadową, chleb i margarynę, które rozdzielaliśmy najbardziej potrzebującym. Otrzymany dodatkowo chleb był krajany na plastry i suszony. (...) Był to doskonały lek na wszystkie niedomagania jelitowe. Ssany jak cukierek łagodził doskonale głód.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Wanda organizowała także ciepłą odzież z magazynu. Jak pisze, nie zawsze jej się to udawało. "Czasami obrywało się od SS-mana mocne cięgi".
- Z uwagi na ogromne przepełnienie nie starczało dla wszystkich więźniów pasiaków, dlatego częściowo niektórym wydawano odzież cywilną. Wyglądało to w tej sposób, że malowano na nich krzyże z czerwonej farby tak, żeby można była od razu więźnia rozpoznać - opisuje Wirginia Węglińska.
Jak dodaje Węglińska, więźniarki z Nowego Obozu, między innymi kobiety przewiezione we wrześniu 1944 roku z Warszawy wspominają, że po dezynfekcji w trakcie epidemii tyfusu wydawano z magazynu bardzo różne ubrania, były to również suknie letnie.
- Pamiętajmy jaką mieliśmy porę roku, jakie były warunki atmosferyczne, więc dla więźniarek na pewno było to niezwykle ciężkie doświadczenie - mówi Węglińska.
W jesieni "pasiaki" zamieniono na odzież cywilną, znakowano je olejną farbą. Żydówki - żółtą gwiazdą syjońską, pozostałe czerwonym krzyżem. Ubranie cywilne były przeróżne. Od sukni balowych do eleganckich sukni z jedwabiu. Trafiały się na szczęście i cieplejsze.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Jak opisuje Śliwińska, starała się ona zdobywać także leki, zastrzyki i opatrunki. Dzięki pomocy z obozu męskiego udało jej się nawet zorganizować w umywalni bloku ciepłą wodę.
Poznali się w obozie, później pobrali
W obozie panowało przepełnienie i trudne warunki higieniczne. To wszystko spowodowało w 1944 roku wybuch epidemii tyfusu, która codziennie pochłaniała nowe ofiary. Więźniowie postanowili to wykorzystać.
Tyfus był śmiercionośny nie tylko dla "heftlingów". Mógł on razić śmiertelnie i ss-manów, a również żołnierzy niemieckich. Tę oczywistą prawdę odkrył więzień obozu, znany z konspiracji okupacyjnej i ruchu oporu w Stutthofie pułkownik Majewski. (...) Tyfus trzeba było przenieść tam, gdzie najmniej go się spodziewano, do oddalonych setki tysięcy kilometrów od Stutthofu jednostek wojskowych.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Jak opisuje Wanda, dostała ona polecenie zbierania zarażonych wirusem wszy do ampułek. Robiła to pod pozorem badań laboratoryjnych. Później ampułki były dostarczane do warsztatów krawieckich. Tam wrzucano wszy do mundurów i bielizny przed wysyłką do jednostek wojskowych.
Małe naczynka z zakażonymi wszami odbierał ode mnie pisarz obozowy z Raport- Abteilung Antoni Bizewski.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Później, kiedy byli już wolni, Antoni Bizewski został mężem Wandy.
- Pełnił on funkcję tzw. pisarza obozowego. Pracował dla biura raportowego czyli Rapportabteilung. Bizewski pełnił bardzo ważną funkcję w obozie, ponieważ przygotowywał spisy więźniów,. Dane o tym, ilu więźniów w danym momencie znajduje się w obozie - mówi Wirginia Węglińska.
"Skręcający wnętrzności głód pokonywał ludzkie odruchy"
Śliwińska była w obozie niecały rok. Trafiła tam jednak w najgorszym okresie, kiedy panowało ogromne przepełnienie i chaos.
Głód, olbrzymi, skręcający wnętrzności, czynił ludzi prawie niewrażliwych, pokonywał niekiedy ludzkie odruchy i wrażliwość na los i cierpienie innych.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
Ludzie myśleli tylko o odrobinie ciepła i jedzeniu. Wanda wspomina olbrzymią kadź, z której wydawano porcje wodnistej zupy. Kiedyś wpadła do niej jedna z więźniarek. Nie udało jej się uratować.
Tłum wynędzniałych więźniarek, tłocząc się i popychając wzajemnie wepchnął do wnętrza tej kadzi jakąś współwięźniarkę. Na mój krzyk i interwencję zaprzestano wydawania posiłku i wydobyto nieszczęsną. Niestety już nieżywą.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
W takich warunkach, walcząc o każdy dzień życia dla siebie i innych Wanda przebywa w obozie niecały rok. Do maja 1945 roku.
Wyzwolenie
W maju 1945 roku armia radziecka weszła do obozu Stutthof. Wanda opisuje masową ewakuację, pożar Obozu Żydowskiego. To, jak Niemcy starali się "nie pozostawiać śladów swej "humanistycznej", "wychowawczej" działalności".
- Jesteście wolni, możecie wracać do domu. - Przed nimi oficer wojska radzieckiego. Coś mówi jeszcze, tłumaczy, gestykuluje, uśmiecha się. A więc to jednak nie nocne marzenia, senne zjawy. To rzeczywistość. To radosna prawda. Oczy zasłania mgła łez. Głos więźnie w gardle. (...) Nie wstydzą się już swoich łez, swego wzruszenia. Nadszedł upragniony pierwszy dzień wolności.
Wanda Bizewska, lipiec 1975 rok
- Przywoływanie tak traumatycznych wspomnień nie jest proste. Wanda Śliwińska widziała w obozie bardzo dużo i bardzo dużo przeszła. Była świadkiem selekcji do komór gazowych, rozstrzeliwania, uśmiercania dosercowymi zastrzykami z fenolu. Była świadkiem traumatycznych zdarzeń, które rozgrywały się w 1944 roku na terenie Obozu Żydowskiego - mówi Wigrinia Węglińska po lekturze wspomnień.
Wanda i Antoni mieli w obozie wysokie stanowiska i razem mogli uratować wiele istnień. Nie chcieli jednak o tym mówić. Starali się żyć normalnie. Rodzina nigdy od nich się nie dowiedziała, co przeszli.
- Pamiętam, że ciocia piękne obrazy malowała. Wujek był lekarzem, robił też zdjęcia. Fajnym byli małżeństwem – wspomina krewnych pani Małgorzata.
2 września 1939 roku odbył się pierwszy transport więźniów, który przybył do wyznaczonego pod przyszły obóz miejsca. Liczył on około 150 osób. Niemiecki nazistowski obóz Stutthof status "państwowego obozu koncentracyjnego” uzyskał dopiero 7 stycznia 1942 roku.Obóz działał przez prawie pięć lat. 9 maja 1945 roku pomiędzy godziną 7 a 8 rano wojska armii radzieckiej wkroczyły na teren obozu Stutthof.Liczbę ofiar obozu koncentracyjnego Stutthof szacuje się na około 63 000 do 65 000. Wśród nich około 28 000 to więźniowie narodowości żydowskiej.stutthof.org
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Marta Korejwo / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne