Pani Sylwia, która samotnie wychowuje niepełnosprawną córkę, zapowiada walkę o utracone miejsce parkingowe pod blokiem. Teraz musi parkować nawet kilkaset metrów dalej i nieść 7-latkę na rękach do domu.
- W środę odbędzie się ponowne zebranie członków spółdzielni. Zostałam na nie zaproszona i skorzystam z tej możliwości. Przedstawię swoją sytuację i będę ich przekonywać do zwrotu tego miejsca – zapowiada w rozmowie z reporterem TVN24 pani Sylwia ze Słupska.
Dlaczego to takie ważne?
Miejsce jest ważne dla kobiety, ponieważ znajduje się blisko domu. Pozwalało jej na sprawne przeniesienie dziecka z samochodu do mieszkania.
- Córka ma 7 lat, nie chodzi, waży około 20 kilogramów - uzasadnia pani Sylwia.
Zaznacza, że możliwość dogodnego parkowania była jednym z powodów, dla których kupiła mieszkanie w tym rejonie. Utraciła je po prawie 4 latach.
Tak chcieli sąsiedzi
Decyzję o odebraniu miejsca podjęła spółdzielnia mieszkaniowa, jak tłumaczył jej prezes, za zgodą mieszkańców.
- To nie jest tak, że w tej sprawie nie mamy serca, ale wykonujemy uchwały mieszkańców - usprawiedliwiał w się w rozmowie z tvn24.pl się Krzysztof Kuraczyk, wiceprezes spółdzielni.
"Potrzeba trochę empatii"
W obronie kobiety stanęła pełnomocnik Słupska ds. osób niepełnosprawnych, Beata Kątnik. Skierowała prośbę do prezesa spółdzielni o ponownie, indywidualne rozpatrzenie jej sprawy.
Autor: mcz/mz / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24