Pięć małych borsuków trafiło pod opiekę szczecińskiej fundacji opiekującej się dzikimi zwierzętami. Na początku nie miały nawet sił, by jeść, a ich ciała roiły się od pasożytów. Teraz rozpiera je energia. – Mamy tu prawdziwą Akademię Pana Kleksa – śmieje się ich opiekunka.
Nie mają nadanych imion i nigdy ich nie będą miały. Ich przeznaczeniem jest bowiem powrót do natury. Pięć małych borsuków, dzięki Fundacji na Rzecz Zwierząt Dzika Ostoja, dostało drugą szansę.
Nie miały sił, by jeść
Najpierw 26 kwietnia do Fundacji trafiła trzytygodniowa borsuczyca, którą ledwo żywą znaleziono przy drodze. Była bardzo osłabiona, na skórze miała mnóstwo pasożytów.
- Nie miała praktycznie odruchu ssania - opowiada Marzena Białowolska z Fundacji. Jednak z każdą wmuszoną kroplą i każdym usuniętym pasożytem nabierała sił. Wrócił też apetyt.
Gdy po dwóch dniach miała się dużo lepiej, do fundacji trafiły cztery inne borsuki w podobnym wieku i w podobnym stanie – osłabione, bez apetytu, całe pokryte pasożytami. – Ich nora w rewalskich lasach zapadła się. Pozostawiono je w pobliżu, mając nadzieję, że ich matka się znajdzie, ale niestety nie wróciła, więc przywieziono je do nas – mówi Białowolska.
Walka z pasożytami
Najtrudniejsze było usunięcie pasożytów z uszu, oczu. – Do dziś mają po tym blizny – pokazuje Białowolska. Jednak wrócił im wigor i chęć do zabawy.
– Wieczorem skaczą wszędzie. Śmieję się, że mam tu prawdziwą Akademię Pana Kleksa – śmieje się opiekunka zwierząt.
Borsuki to nocne drapieżniki Z matką pozostają czasem nawet ponad rok. Od rodziców odchodzą samodzielnie po osiągnięciu dojrzałości płciowej.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa / Źródło: TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Szczecin