Coming out szansą na sukces wyborczy - uważa wielu zagranicznych polityków, którzy wyznanie o swoim homoseksualizmie mają już za sobą. Robert Biedroń startuje w wyborach na prezydenta Słupska i jest przekonany, że jego orientacja seksualna nie przekreśla go w walce z kontrkandydatami. Ten zapał studzi jednak politolog, który uważa, że polskie społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe na takie wybory, a w Słupsku nie będzie drugiego Berlina.
Jakie szanse w wyborach samorządowych ma kandydat, który otwarcie przyznaje się do tego, że jest homoseksualistą? Sam Biedroń ocenia, że Polska w tej kwestii zrobiła ogromny postęp i kwestia orientacji seksualnej nie jest już aż tak istotna.
- Czasy Harveya Milka już minęły (amerykański polityk, pierwszy mężczyzna otwarcie przyznający się do swojej orientacji homoseksualnej wybrany do Rady Miasta San Francisco - red.). Teraz to nic nadzwyczajnego, że ktoś jest homoseksualistą - uważa Robert Biedroń.
Poseł przekonuje, że ludzie często pozytywnie się do niego odnoszą właśnie dlatego, że otwarcie przyznaje się do homoseksualizmu. - Społeczeństwo jest bardziej otwarte, to kwestia czasu, żeby inni politycy, którzy ukrywają swoją orientację, zdecydowali się na coming out i wyszli z tej przysłowiowej szafy - twierdzi.
"Społeczeństwo nie jest gotowe na prezydenta geja"
Na coming out przedstawicieli władzy społeczeństwo wcale nie jest gotowe - uważa jednak politolog dr. Jarosław Och. Według niego jeśli w Polsce są homoseksualni politycy, to nie przyznają się do tego, bo tego typu głośne wyznania nie pomogą im w rozwoju kariery politycznej.
Dr Och prognozuje, że choć Słupsk potrzebuje zmian, to mieszkańcy nie poprą kandydatury Biedronia w wyborach samorządowych. - W Słupsku nie ma jeszcze takiego potencjału wyborczego, który mógłby poprzeć nie tylko jego jako polityka, ale również jako człowieka, który nie kryje od lat swoich skłonności homoseksualnych. W Słupsku chyba jeszcze dzisiaj nie może liczyć na sukces - ocenia dr Och.
Będzie w Polsce Berlin?
Politolog wskazuje, że Polska nie jest jeszcze gotowa na takie postaci jak Klaus Wowereit, który w 2001 roku został burmistrzem Berlina, wyznaniem o swoim homoseksualizmie wygrywając wybory. - Jednym z podstawowych haseł swojej kampanii wyborczej uczynił hasło uczciwości i prawdy. A zaczął od tego, że powiedział wyborcom, że jest homoseksualistą, i to mu nie zaszkodziło - przypomina ekspert.
Podobnych przykładów w Europie Zachodniej jest więcej, np. była premier Islandii Johanna Sigurdardottir, która tworzyła rząd i żyła w zalegalizowanym związku homoseksualnym. Inny przypadek to były mer Paryża Bertrand Delanoë, który w 1998 roku jako jeden z pierwszych znanych francuskich polityków dokonał coming outu, wyznając, że jest gejem. Nawet w Polsce zdarzają się takie przypadki jak Leśniewo - wieś, gdzie sołtysem jest Marcin Nikrant, który publicznie mówi o tym, że jest gejem.
Jednak według politologa kwestia orientacji seksualnej w kraju jest pomijana przez samych polityków.
- Na pewno są wyborcy, którzy docenią, że polityk nie kryje tego, o czym czasem opinia publiczna i tak wie, ale są również wyborcy, którzy absolutnie nie dopuszczają myśli o tym, że odmienności seksualne są wokół nas - mówi dr Jarosław Och.
- Tego typu deklaracja na gruncie Polski nie tylko nie pomogłaby politykowi, ale raczej by mu zaszkodziła, bez względu na to, czy mówimy o wyborach samorządowych, parlamentarnych czy prezydenckich - dodaje.
Polska w konserwatywnym zaścianku?
Z politologiem polemizuje socjolog Marta Abramowicz ze Stowarzyszenia Tolerado, od lat badająca kwestię dyskryminacji. - Orientacja seksualna nie powinna mieć tu znaczenia. Jak w każdej innej sprawie czy zawodzie, powinny decydować kompetencje - podkreśla. I przekonuje, że polskie społeczeństwo jest gotowe na takie wybory i właśnie Robert Biedroń jest tego przykładem.
Przyznaje jednocześnie, że temat orientacji seksualnej wciąż budzi wiele kontrowersji i jest powodem do ataków agresji "młodych zgolonych na łyso ludzi". - Osoby, które atakują homoseksualistów, to często przybudówki prawicowych partii, które chcą osadzić Polskę w konserwatywnym zaścianku - uważa.
Według niej politycy, którzy chcą uzyskać poparcie osób homoseksualnych, a więc około 5 proc. polskiego społeczeństwa, będą musieli "zmierzać do Europy i prowadzić politykę antydyskryminacyjną".
- Jeszcze 10 lat temu, kiedy jeździłam do Niemiec, mówiono mi, że pod tym względem Polska jest na etapie ich lat 70. Myślę, że teraz jesteśmy trochę dalej, ale to jeszcze nie jest współczesna Europa – ocenia Abramowicz.
"Nie mogą liczyć na to, że takie wyznanie pomoże"
Radomir Szumełda, działacz PO, który jako jeden z nielicznych polskich polityków zadeklarował się jako homoseksualista, uważa, że aby polskie społeczeństwo zaakceptowało rządzących o innej niż heteroseksualna orientacji potrzeba zmiany języka i... wielu lat.
- Przynajmniej dwie dekady, przez które będzie się inaczej mówiło o homoseksualistach, a nie jak teraz, z agresją, która bardzo trafia do społeczeństwa - mówi.
Według niego przyznanie się do innej orientacji seksualnej nie pomaga w karierze politycznej.
- Takie osoby nie mogą liczyć na to, że takie wyznanie pomoże. Nie da się ukryć, że daleko nam jeszcze do Kanady czy Islandii, ale 25 czy 30 lat temu tam pewnie też tak było - ocenia.
A jak będzie 16 listopada?
ZOBACZ RAPORT SPECJALNY TVN24.pl - WYBORY SAMORZĄDOWE 2014
Autor: Wioleta Stolarska/i / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24