Tajlandzka policja użyła w sobotę gazu łzawiącego, aby rozpędzić demonstrantów, którzy w Bangkoku próbowali przerwać policyjny kordon podczas największego antyrządowego protestu od objęcia władzy przez premier Yingluck Shinawatrę.
Protest jest oznaką napięcia, które narastało od lipca 2011 roku, gdy Partia dla Tajów (PdT), na czele której stoi Yingluck, odniosła miażdżące zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Według agencji Reutera, ta antyrządowa demonstracja może być początkiem kolejnego okresu niepokoju w Tajlandii. W sobotę policja użyła gazu wobec demonstrantów, próbujących wdrapać się na barierki przed wejściem na plac obok parlamentu, gdzie odbywa się protest. Przejęła też różne rodzaje broni, w tym noże i proce. W wyniku starć policja zatrzymała 132 zwolenników nowego konserwatywnego ruchu Pitak Siam (Chronić Syjam), który zorganizował protest. W zamieszkach rannych zostało co najmniej siedmiu policjantów.
"Obiecuję, że obalimy ten rząd" - W imieniu Pitak Siam i naszych sojuszników obiecuję, że obalimy rząd Yingluck - powiedział emerytowany generał Boonlert Kaewprasit, który kieruje nowym antyrządowym ruchem.
Pitak Siam zyskał poparcie wielu konserwatywnych grup, w tym członków "żółtych koszul". W 2006 i w 2008 roku protesty "żółtych koszul" doprowadziły do obalenia byłego premiera i brata Yingluck, Thaksina Shinawatry, oraz pomogły zdestabilizować wspierane przez niego rządy. Generał oskarża rząd Yingluck o korupcję oraz o to, że jest marionetką w rękach Thaksina. Postać byłego premiera wciąż dzieli mieszkańców Tajlandii. Szefem rządu był od 2001 roku, a po pięciu latach został obalony w następstwie zamachu stanu. W 2008 roku uciekł z kraju, tuż przed tym jak został skazany zaocznie na dwa lata więzienia za nadużycia władzy. Odsunięcie Thaksina, oskarżanego o korupcję i brak szacunku dla króla, zapoczątkowało okres niestabilności w kraju.
- Jeśli Thaksin chce wrócić do Tajlandii, musi pokłonić się przed królem i odbyć karę więzienia - mówił Boonlert, zwracając się do zwolenników. "Yingluck, wynoś się" - wykrzykiwał lider Pituk Siam.
100 tysięcy osób na ulicach? Według policji w demonstracji uczestniczy 50 tys. osób, ale liczba ta może wzrosnąć nawet do 100 tys. Według agencji AFP protest może potrwać cały weekend. Bezpieczeństwa na miejscu protestu chroni ponad 20 tys. policjantów i żołnierzy. W kilku dzielnicach wokół miejsca protestu obowiązuje obecnie specjalne prawo umożliwiające władzom przeprowadzanie kontroli bezpieczeństwa, zatrzymywanie podejrzanych osób, wprowadzanie godzin policyjnych i blokowanie dróg. W czwartek w przemówieniu transmitowanym przez telewizję premier Yingluck oskarżyła Pitak Siam o próbę obalenia demokratycznie wybranych władz. "Są dowody na to, że w tym celu może zostać użyta przemoc" - dodała szefowa rządu. Wiosną 2010 roku około 100 tys. zwolenników jej brata, zwanych "czerwonymi koszulami", okupowało centrum stolicy, domagając się dymisji ówczesnego premiera Abhisita Vejjajivy i rozpisania nowych wyborów parlamentarnych. Po 10 tygodniach demonstracje zostały krwawo stłumione przez wojsko. W zamieszkach - najpoważniejszych w historii współczesnej Tajlandii - zginęło co najmniej 91 osób, a 1900 odniosło obrażenia. Wydarzenia z 2010 roku ujawniły w ostrym świetle podział społeczeństwa na wiejskie masy i biednych mieszkańców miast wiernych Thaksinowi, którego obalono w 2006 roku, i na bogate elity z Bangkoku, grawitujące wokół pałacu królewskiego.
Autor: jk//kdj / Źródło: PAP