Pomimo obalenia dyktatora i powołania nowego rządu, Tunezja nadal jest niespokojna. Na ulicach ciągle protestują tłumy. Przed żądaniami ulicy ugiął się tymczasowy premier Mohammed Ghannuszi. Zapowiedział zorganizowanie pierwszych wolnych wyborów w kraju i przetasowania w swoim gabinecie.
- Wybory zostaną zorganizowane przez niezależne ciało i będą monitorowane przez międzynarodowych obserwatorów - zapowiedział w czwartek Ghannuszi. Premier wystąpił na żywo w telewizji, ogłaszając też zmiany w rządzie. Powołał 12 nowych ministrów, 9 pozostało na swoich stanowiskach.
Niewygodne pozostałości
Zmiany są skutkiem ulicznych protestów. Manifestanci od wielu dni domagali się odejścia z rządu tymczasowego ministrów należących do dawnej ekipy obalonego 14 stycznia prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego. Zmienili się szefowie w kluczowych resortach: spraw wewnętrznych, zagranicznych, obrony i finansów.
Szefem tunezyjskiej dyplomacji został Ahmed Ounais. Zajął miejsce Kamela Mordżaniego, który podał się w czwartek do dymisji. Jak tłumaczył, zrezygnował "w interesie Tunezji i aby wzmocnić jedność narodową". Mordżani był szefem MSZ w rządzie obalonego prezydenta, który w następstwie niepokojów społecznych uciekł do Arabii Saudyjskiej.
69-letni Mordżani często był przedstawiany jako kandydat Waszyngtonu na miejsce Ben Alego. Demonstranci nie oszczędzali go podczas manifestacji, nazywając go "agentem Amerykanów".
Niepewna przyszłość
Ghannuszi zapowiedział też, że pozostanie szefem nowego gabinetu, mimo nawoływań demonstrantów do jego rezygnacji. Powiedział, że jego misją będzie "zorganizowanie wolnych wyborów, aby lud mógł wybrać w sytuacji całkowitej wolności" i wezwał Tunezyjczyków, by "wrócili do pracy".
Zdaniem ekspertów najbliższe dni będą kluczowe dla gabinetu jedności narodowej, który ma przywrócić w kraju spokój i przygotować w ciągu sześciu miesięcy wolne wybory.
Źródło: PAP