Z ogarniętego ciężkimi walkami rejonu Debalcewa na wschodzie Ukrainy uciekają cywile. Rozpętana przez prorosyjskich separatystów wojna pozbawiła ich domów, a nawet - jak mówią Radiu Wolna Europa uciekinierzy - możliwości pogrzebania zmarłych.
- Wokół leży tyle ciał przykrytych kocami. Nie ma szans, żeby ich pochować. Nikt nie będzie kopał grobów podczas ostrzału - mówi jeden z mieszkańców Debalcewa, których dziesiątki uciekają przed wojną.
Mają jednak problem nawet z tym. - Dziś nie było autobusów. Tylko dwa małe prywatne busy. Obiecali, dzwonili, że będą, ale nie ma autobusów. Bo ostrzał jest tak intensywny, że boją się ruszyć - dodaje Ukrainiec.
Bez elektryczności i bieżącej wody mieszkańcy są zmuszeni do opalania swoich domów drewnem i gotowania śniegu, by mieć co pić. Cały czas na ich miasto spadają pociski. - Używanie broni eksplodującej w zamieszkałych obszarach nie tylko prowadzi do bezpośredniego zagrożenia życia cywilów, ich własności, ale też generuje długoterminowe konsekwencje dla ludności - mówi Michael Mason szef delegacji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Pomimo intensywnego ostrzału Debalcewe nadal jest pod kontrolą ukraińskich sił rządowych, a separatystom próby zdobycia miasta i przełamania obrony całego kotła debalcewskiego się nie udają.