Wyszedł po chleb, został wcielony do wojska. Jak działa przymusowa mobilizacja w samozwańczych republikach

Źródło:
BBC News
Generał Skrzypczak o bitwie o Donbas: ta bitwa odbywa się o dwa obwody w ich administracyjnych granicach - Ługański i Doniecki
Generał Skrzypczak o bitwie o Donbas: ta bitwa odbywa się o dwa obwody w ich administracyjnych granicach - Ługański i DonieckiTVN24
wideo 2/4
Generał Skrzypczak o bitwie o Donbas: ta bitwa odbywa się o dwa obwody w ich administracyjnych granicach - Ługański i DonieckiTVN24

Mieszkańcy samozwańczych republik ługańskiej i donieckiej ukrywają się w domach, by nie zostać siłą wcielonym do wojska. Nawet epilepsja czy wady serca nie stanowią przeszkody, by stać się żołnierzem walczącym w Ukrainie po stronie Rosji. BBC News dotarło do osób, które zostały zmobilizowane i po trzech dniach szkolenia były już na pierwszej linii frontu.

Oficjalnie w zależnych od Rosji republikach w ciągu ostatnich siedmiu lat nie było poboru do służby wojskowej. Prawo przewiduje jednak możliwość przeprowadzenia mobilizacji i przymusowego wcielenia do wojska. Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę władze republik skwapliwie z tego korzystają. Na ulicach pojawiły się specjalne patrole łowiące potencjalnych żołnierzy. Na Telegramie powstały liczne grupy, w których mężczyźni wymieniają się poradami, jak nie dać się złapać i "zmobilizować".

Anastazja Lotarewa i Olga Iwszina z BBC News dotarły do osób, które zostały przymusowo wcielone do wojska. - Historie zmobilizowanych i ich bliskich pokrywają się w każdym szczególe: szybka przymusowa mobilizacja, rejestracja przez „ochotników", zerwane kontakty z krewnymi, bardzo krótkie szkolenie, i na front - piszą korespondentki.

"Hej, koleś, jak ty się tu w ogóle dostałeś?"

Jednym z wcielonych w ten sposób był Siergiej, 20-letni mieszkaniec Doniecka. Podkreśla, że nie spodziewał się, że zostanie zmobilizowany. Był przekonany, że jako student studiów dziennych, jedyny syn samotnie wychowującej go matki, do tego z wrodzoną wadą serca, jest bezpieczny. Ale zmobilizowany został nawet jego kolega z epilepsją.

Szkolenie trwało dokładnie trzy dni. Żaden z jego uczestników nie miał doświadczenia służby w armii. Pierwszego dnia uczono ich ustawiać się w szeregu. Drugiego - składać i rozkładać broń. - Nie jestem zbyt pojętny, niczego nie mogłem zapamiętać, wydzierali się na mnie - opowiada. Trzeciego dnia powiedziano im, że jadą na strzelnicę, załadowano ich na ciężarówki wojskowe. Pięć godzin później stało się jasne, że jadą gdzie indziej.

Siergiej został skierowany na pierwszą linię frontu pod Chersoniem. - Przyjeżdżamy, stoją Rosjanie. Mówią: no, chłopcy przyszli nam pomóc. A ja, że dobrze, tylko nie wiem, co i jak. A oni: to co tam robiłeś przez osiem lat? Odpowiadam: osiem lat temu to ja 12 lat miałem.

Po tygodniu walk dostał odłamkiem. Trafił do szpitala w Rostowie. Lekarze mówią: leżysz tutaj bez żadnych dokumentów. Gdy wydobrzał, nie wiedzieli, jak go wypisać. On kolei z nie wiedział, jak mógłby skontaktować się z dowództwem. Nie miał też pieniędzy. Próbował dodzwonić się do matki, jednak ukraińska karta SIM nie zadziałała. Z pożyczonego telefonu napisał, żeby mama czekała na niego przy przejściu granicznym DRL z Rosją.

Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa na terytorium Ukrainy | tvn24.pl

- Poprosiłem kogoś o pieniądze na minibusa, jak ostatni włóczęga. Podchodziłem do ludzi z poranioną twarzą, w poszarpanym mundurze. Bali się mnie. Na granicy rosyjscy pogranicznicy patrzyli na mnie jak na ducha. Pytali: hej, koleś, jak ty się tu w ogóle dostałeś? - opowiadał.

Tymczasem jego matka przez półtora miesiąca próbowała dowiedzieć się, gdzie jest jej syn. Rozmawiała z innymi matkami i żonami, pisała do wszystkich - od przywódców DRL po Władimira Putina. Jej poszukiwania skończyły się otrzymaniem pogróżek: - Z administracji zadzwonili do mnie do pracy, kazali władzom jakoś mnie uciszyć. Szef powiedział: będę musiał cię zwolnić, jeśli będziesz to ciągnęła. Na stronie prezydenta Rosji pojawiła się uprzejma odpowiedź: "jesteś obywatelką innego państwa, to wasza sprawa wewnętrzna". Nie rozumiem, czy Rosja jest z nami, czy nie, wyzwalamy Donbas, czy bombardujemy Kijów? - zastanawia się kobieta.

Siergiej po powrocie do domu obecnie ukrywa się u babci w obawie przed ponownym wcieleniem do wojska.

Jak wyjść kupić chleb tak, by nie zostać złapanym

Nikołaj również nie posiada żadnego doświadczenia wojskowego. Jak twierdzi, udało mu się przeżyć tylko dzięki temu, że w okopach zachorował na zapalenie płuc i został usunięty z frontu. "Następne pytanie" - odpowiada, kiedy pada pytanie, czy strzelał do ludzi.

- Donieck stał się miastem kobiet, w fabrykach, w samochodach, w przedsiębiorstwach. Po raz pierwszy w życiu widziałem kobietę naprawiającą windę - mówi Jewgienij, który stara się nie wychodzić z domu. Podobnie jak wielu innych mężczyzn, którzy nie chcą trafić na front. Jego zmobilizowani znajomi całymi tygodniami spali na drewnianych paletach pod gołym niebem. - Niczego ich nie uczono, nie dano im broni, karmiono bardzo słabo - mówi tłumacząc, co przekonało go do pozostania w ukryciu.

Prorosyjscy separatyści w samozwańczej tzw. Donieckiej Republice Ludowej (zdjęcie z 25.12.2021 r.) Alexander Usenko/Anadolu Agency/Getty Images

Jewgienij nauczył się wychodzić kupić chleb tak, by nie zostać złapanym i nie trafić na front. Mówi o znajomych, którzy mają różne sposoby, jak sobie radzić w ukryciu: - Jeden z kolegów poznaje dziewczyny w aplikacji randkowej, nie po to, żeby się umówić, tylko żeby mu przyniosły jedzenie.

Podkreśla, że tym, co pozwala uniknąć mobilizacji, są krewni w służbach mundurowych. Jest przekonany, że ulicami najlepiej poruszać się właśnie w ich obecności. Względnie bezpieczna jest jazda autem czy rowerem: "Policjanci drogowi nie wydają wezwań, a jedynie sprawdzają dokumenty". Najbardziej narażeni mają być podróżujący busami: - Jeśli wojsko zatrzymuje minibusa i każe wszystkim mężczyznom wychodzić, to nie ma możliwości ucieczki, jesteś w pułapce - mówi, zauważając, że służby łapią również ludzi, którzy czekają na przystankach.

Liczba ofiar wojny

Według władz samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, od 1 stycznia do 13 maja 2022 roku zginęło 1713 uzbrojonych zwolenników DRL. Spośród nich tylko cztery osoby zginęły przed 24 lutego, dniem, w którym rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę. Ługańska Republika Ludowa nie informuje o żadnych zgonach, choć do 23 lutego powiadamiała o śmierci każdego żołnierza.

Korespondentki BBC dotarły do ponad 2100 wiadomości i postów osób, które szukają swoich męskich krewnych, którzy trafili w szeregi „milicji ludowej” (formalnie w tych republikach nie ma armii) i od dłuższego czasu nie mieli z nimi kontaktu. Kilka takich wiadomości pojawia się codziennie w grupach zwolenników separatystów na platformach VKontakte i Telegram.

Ludzie, którzy poszukują bliskich, są zdruzgotani, nie rozumieją, co się dzieje. Na pytanie o ocenę działań Rosji, matka Siergieja odpowiada korespondentkom BBC: - Dwa na dziesięć. Nie rozumiem, dlaczego nie można było po prostu przyłączyć do Rosji Krymu. Jeśli chcą nas chronić, dlaczego Chersoń? Skąd jest Czernichów? Dlaczego studenci i emeryci siedzą w okopach? Dlaczego Donieck jest ostrzeliwany tak, jak nie był ostrzeliwany od pierwszej wojny, podczas gdy nasze kierownictwo odsłania pomniki? Nie widzę w tym nic dobrego, ani teraz, ani w przyszłości - ocenia.

Imiona wszystkich bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.

Autorka/Autor:wac//az

Źródło: BBC News

Źródło zdjęcia głównego: Alexander Usenko/Anadolu Agency/Getty Images