Utrzymanie status quo w Górnym Karabachu po ostatnich walkach jest nie do pomyślenia, bo będzie prowadziło do eskalacji napięcia w regionie - stwierdził w czwartek szef dyplomacji Azerbejdżanu, Elmar Mamedjarow.
Komentarz ministra spraw zagranicznych przyszedł kilka godzin po tym jak Baku poinformowało w komunikacie ministerstwa obrony o naruszeniu przez separatystów z Górskiego Karabachu rozejmu.
Zdaniem Azerbejdżanu wspierani przez Armenię rebelianci ostrzelali ich pozycje aż 119 razy w ciągu ostatniej doby.
Sprzeczne informacje dotyczące rozejmu zawartego we wtorek dobiegają z tego regionu Kaukazu już drugą dobę. Władze Azerbejdżanu, które jako ostatnie potwierdziły jego zawarcie, uważają, że separatystyczna republika Górskiego Karabachu jest jawnie wspierana przez Armenię i to ten kraj - będący w sojuszu z Rosją - próbuje doprowadzić do oderwania Karabachu od Azerbejdżanu.
Walki z Turcją i Rosją w tle
W ciągu czterech dni walk, do wtorku, po obu stronach konfliktu zginęło co najmniej 75 osób.
Konflikt w regionie zamieszkałym głównie przez Ormian zdaniem części ekspertów ds. bezpieczeństwa powoduj ryzyko kolejnej konfrontacji Turcji i Rosji.
Po rozpoczęciu walk w Karabachu prezydent Turcji Tayyip Recep Erdogan powiedział, że Ankara będzie "stała do końca" po stronie Azerbejdżanu. Kilka dni później sam oskarżył Rosję o "zabieranie stron" w konflikcie.
Stosunki między Rosją a Turcją są bardzo napięte po zestrzeleniu w ubiegłym roku przez turecki myśliwiec rosyjskiego bombowca na pograniczu turecko-syryjskim.
Konflikt zbrojny o Górski Karabach wybuchł w 1988 roku, u schyłku ZSRR. Starcia przerodziły się w wojnę między już niepodległymi Armenią a Azerbejdżanem. Wojna pochłonęła 30 tys. ofiar śmiertelnych, były setki tysięcy uchodźców. W 1994 roku podpisano zawieszenie broni. Nieuznawana przez świat, związana z Armenią enklawa formalnie wciąż pozostaje częścią Azerbejdżanu.
Autor: adso//gak / Źródło: reuters, pap