Unia Europejska przedłuży sankcje za aneksję ukraińskiego Krymu i Sewastopola przez Rosję - zdecydowała w poniedziałek Rada UE. Mają obowiązywać do 23 czerwca 2022 roku. Ministrowie państw członkowskich zdecydowali także o sankcjach wobec osób prywatnych i podmiotów na Białorusi. Ma to związek z przymusowym lądowaniem samolotu pasażerskiego w Mińsku i represjami białoruskich władz wobec swoich obywateli.
Sankcje za rosyjską aneksję z 2014 roku, które w poniedziałek przedłużono do 23 czerwca 2022 roku, obejmują import do Unii Europejskiej produktów z Krymu i Sewastopola, inwestycje infrastrukturalne i finansowe oraz świadczenie usług turystycznych na Krymie i w Sewastopolu. Ograniczeniom podlega także eksport niektórych towarów i technologii do firm na Krymie lub do wykorzystania na Krymie w sektorze transportu, telekomunikacji i energetyki lub przy poszukiwaniu i wydobyciu ropy naftowej, gazu i surowców mineralnych - poinformowała w oświadczeniu Rada. Przypomniała, że UE nie uznaje bezprawnej aneksji Krymu i Sewastopola przez Rosję i nadal potępia ten akt naruszenia prawa międzynarodowego.
Sankcje za aneksję Krymu od 2014 roku
Sankcje zostały wprowadzone po raz pierwszy w 2014 roku w odpowiedzi na próby celowego podważania integralności terytorialnej Ukrainy i destabilizowania tego kraju. Inne unijne środki stanowiące reakcję na kryzys na Ukrainie to sankcje wobec konkretnych sektorów rosyjskiej gospodarki i sankcje indywidualne. Chodzi m.in. o ograniczenie dostępu niektórych rosyjskich banków i firm do unijnych rynków kapitałowych, zakaz eksportu i importu broni, zakaz eksportu produktów podwójnego zastosowania do celów militarnych lub dla użytkowników wojskowych w Rosji oraz ograniczenie dostępu Rosji do pewnych strategicznie ważnych technologii i usług, które można wykorzystać do wydobycia ropy naftowej.
W marcu 2015 roku przywódcy UE postanowili uzależnić zniesienie obowiązujących sankcji od pełnego wdrożenia mińskich porozumień pokojowych dotyczących Donbasu. Ponieważ do tego nie doszło, Rada sukcesywnie przedłuża restrykcje.
Syn i synowa Łukaszenki na nowej liście unijnych sankcji
Ministrowie spraw zagranicznych państw UE przyjęli w poniedziałek także sankcje wobec osób i podmiotów na Białorusi odpowiedzialnych za zmuszenie do lądowania w Mińsku samolotu linii Ryanair oraz represje wobec obywateli.
- Decyzja w sprawie sankcji zapadła. Oczywiście jednomyślnie i to bardzo ważne. Na liście mamy 78 osób i 8 podmiotów gospodarczych. (...) To są ci, którzy zostali uznani za odpowiedzialnych, jeśli chodzi o naruszanie praw człowieka na Białorusi, a więc członkowie administracji prezydenta, członkowie aparatu MSW, prokuratorzy i sędziowie. Po tej stronie ekonomicznej są to firmy i menedżerowie szczególnie związani z reżimem Łukaszenki bądź czerpiący zyski ze współpracy z reżimem - poinformował szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau.
Na nowej liście znalazł się m.in. syn Alaksandra Łukaszenki, Dzmitryj, który jest biznesmenem i od 2005 roku stoi na czele stowarzyszenia Prezydenckiego Klubu Sportowego, za którego pośrednictwem prowadzi interesy i kontroluje szereg przedsiębiorstw.
"Był obecny na potajemnej inauguracji nowej kadencji Alaksandra Łukaszenki we wrześniu 2020 r." - czytamy w uzasadnieniu decyzji o umieszczeniu go na liście sankcyjnej.
Druga osoba z rodziny Alaksandra Łukaszenki w nowym wykazie restrykcji to jego synowa - Lidzija, żona najstarszego syna białoruskiego przywódcy, Wiktara.
W przypadku obu tych osób, syna i synowej Łukaszenki, w uzasadnieniach decyzji zawarto informacje, że byli oni obecni "na potajemnej inauguracji nowej kadencji Aleksandra Łukaszenki we wrześniu 2020 r." oraz osiągają "korzyści z reżimu Łukaszenki" i wspierają ten reżim.
Sędziowie, prokuratorzy i przedstawiciele organów ścigania wśród objętych sankcjami
Oprócz krewnych Łukaszenki sankcjami objęci zostali m.in. sędziowie, prokuratorzy, przedstawiciele organów ścigania, pracownicy państwowych mediów, uniwersytetów i dyrektorzy przedsiębiorstw.
Np. sędzia z Mińska Natalla Buhuk została objęta restrykcjami, ponieważ jest odpowiedzialna za wydawanie licznych umotywowanych politycznie wyroków w sprawie dziennikarzy i demonstrantów, w tym w procesie przeciwko dziennikarkom telewizji Biełsat - Kaciarynie Andrejewej i Darii Czulcowej.
Oskarżycielem w tej sprawie była prokurator Alina Kasjanczyk, wobec której UE również zastosowała sankcje. Alaksandr Bachanowycz - rektor uniwersytetu w Brześciu - jest z kolei odpowiedzialny za decyzję o wydaleniu z uczelni studentów za udział w pokojowych protestach.
Sankcje polegają na zamrożeniu aktywów i zakazie wydawania wiz do UE.
"Bez wątpienia ta dyskusja będzie się toczyć"
Zbigniew Rau przekazał, że dyskusja na spotkaniu ministrów w Luksemburgu dotyczyła też innych spraw, w tym szczytu Partnerstwa Wschodniego, który jest zaplanowany na grudzień. - Bez wątpienia ta dyskusja będzie się toczyć. Cieszę się, że ta sprawa białoruska nie schodzi z agendy Rady do spraw zagranicznych - powiedział Rau.
Przypomniał, że w tym tygodniu na szczycie UE odbędzie się dyskusja dotycząca Rosji. - Jeśli chodzi o stanowisko Polski, zawsze podkreślamy, że oceniając politykę Rosji, powinniśmy zaczynać od przestrzegania praw człowieka, pozycji społeczeństwa obywatelskiego w Rosji - powiedział szef polskiego MSZ. Pytany o doniesienia o tym, że USA rozważają nowe sankcje na Rosję w związku z próbą otrucia opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, odpowiedział, że jest to dobry sygnał.
Sankcje obejmą m.in. sektory potasu, ropy naftowej oraz sektor bankowy - przekazało źródło unijne.
"Osiągnęliśmy jedność"
- Będziemy konsekwentnie szli drogą sankcji przeciwko Łukaszence i jego reżimowi. Nie będziemy już nakładać sankcji tylko na pojedyncze osoby, ale wprowadzimy sankcje sektorowe. Na te sfery gospodarki, które są szczególnie ważne dla Białorusi i dochodów reżimu. Chodzi zwłaszcza o sektor potasu, produkcji nawozów, energetyczny i usług finansowych. Chcemy w ten sposób doprowadzić do finansowego wysuszenia reżimu - zadeklarował przed rozpoczęciem spotkania minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas.
- Celem jest uświadomienie Łukaszence, że nie ma powrotu do stanu sprzed. Tak długo, jak będzie on kontynuował prowokacje, łamanie praw człowieka (...), to musi się spodziewać, że nie będą to ostatnie sankcje - zagroził niemiecki minister. Maas przyznał również, że proces osiągnięcia konsensusu wśród krajów Unii w sprawie sankcji przeciwko Białorusi był "trudny".
W ubiegłym tygodniu portal Politico ujawnił, że przede wszystkim Austria dążyła do rozmiękczenia restrykcji, powołując się na względy humanitarne. Źródła dyplomatyczne z innych krajów UE nie miały jednak wątpliwości, że chodziło o interesy austriackich banków. Ponad 90 procent pieniędzy pożyczanych przez Białoruś w UE pochodzi właśnie z Austrii.
- To był trudny proces, ale osiągnęliśmy jedność. (...) Jest to sygnał, że nawet kraje mające na Białorusi interesy gospodarcze i finansowe są gotowe brać pod uwagę straty, żeby wprowadzić te sankcje. Jest to znak, że jesteśmy bardzo zdecydowani, żeby nie ustępować. Nie tylko dziś, ale też w nadchodzących tygodniach i miesiącach to się nie zmieni - podsumował minister Maas.
Przymusowe lądowanie w Mińsku
23 maja samolot relacji Ateny-Wilno został zmuszony do lądowania w Mińsku niby z powodu ładunku wybuchowego na pokładzie. Władze Białorusi potwierdziły, że poderwały myśliwiec MiG-29 do pasażerskiej maszyny. Po lądowaniu w stolicy Białorusi zatrzymano tam Ramana Pratasiewicza, byłego współredaktora kanału Nexta, uznanego przez władze białoruskie za "ekstremistyczny", oraz jego partnerkę Sofiję Sapiegę. Z ponad ośmiogodzinnym opóźnieniem samolot dotarł do Wilna.
Działania Białorusi potępiło wiele państw, w tym Polska, zarzucając władzom w Mińsku złamanie prawa międzynarodowego, piractwo, "terroryzm państwowy" i "porwanie samolotu".
Na Białorusi po sfałszowanych - zdaniem opozycji i części opinii międzynarodowej - wyborach prezydenckich z sierpnia 2020 roku zaczęły się protesty, na które reżim Łukaszenki odpowiedział przemocą i represjami.
Źródło: PAP