Przywódca północnokaukaskich terrorystów Doku Umarow oświadczył, że wbrew pogłoskom o jego śmierci cieszy się dobrym zdrowiem. Zagroził jednocześnie, że nie da wytchnienia Rosji i obiecał nowe ataki.
Umarow potwierdził Radiu Wolna Europa, że w operacji sił rosyjskich z 28 marca w Inguszetii zginęło wielu rebeliantów.
Siły specjalne Federalnej Służby Bezpieczeństwa, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Obrony przy wsparciu lotnictwa zaatakowały wtedy bazę rebeliantów w Lesie Sunżeńskim, na pograniczu Inguszetii, Czeczenii i Osetii Północnej. Zginęło co najmniej 17 rebeliantów.
M.in. wśród zabitych rozpoznano Supjana Abdułajewa, zastępcę Umarowa i ideologa wahhabizmu na Północnym Kaukazie. W przeszłości należał on do grona bliskich współpracowników prezydenta Czeczenii Asłana Maschadowa - był wiceministrem bezpieczeństwa, a później ministrem finansów w jego rządzie.
Miał zginąć, ale żyje
Poprzednio o śmierci lidera północnokaukaskich terrorystów media w Rosji informowały w styczniu, ale po miesiącu w internecie ukazało się jego wystąpienie, w którym wziął na siebie odpowiedzialność za zamach na Domodiedowie.
Terrorysta nr 1
Umarow stanął na czele rebeliantów w 2006 roku. W 2007 roku ogłosił się "emirem Kaukaskiego Emiratu". W ten sposób chciał podkreślić, że toczy walkę nie tylko o niepodległość Czeczenii, ale całego Kaukazu. Zapowiadał utworzenie niezależnego państwa na muzułmańskim Północnym Kaukazie, z prawem opartym na szariacie.
Umarow przyznał się do zorganizowania wszystkich największych zamachów w Rosji w ostatnich latach, w tym w moskiewskim metrze w marcu 2010 roku, gdzie zginęło 40 osób, a 168 zostało rannych, oraz styczniowego na lotnisku Domodiedowo.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24