Szaleniec z Alabamy zabił rodzinę i przypadkowych ludzi

Aktualizacja:

Mężczyzna, który przez kilka godzin terroryzował dwa małe miasteczka w Alabamie, swój morderczy rajd zaczął od własnej rodziny. Łącznie z jego ręki, zanim popełnił samobójstwo, zginęło dziesięć osób - donosi CNN.

Strzelanina rozpoczęła się około godz. 16 miejscowego czasu w Samson, około 20 kilometrów od północnej granicy Florydy. W tej niedużej miejscowości zabił sześciu dorosłych i jedno dziecko w ich własnych domach.

Jako pierwsza zginęła matka mężczyzny, a potem inni członkowie jego rodziny - dziadkowie, ciotka i wuj.

Z ręki szaleńca zginęły również m.in. żona i dziecko miejscowego zastępcy szeryfa z pobliskiej Genevy, dokąd szaleniec pojechał prosto z Samson. Według świadków napastnik, którego motywacja nie jest znana, strzelał również do ludzi z broni półautomatycznej nie wysiadając z auta.

Po prostu strzelał

W drodze do Genevy szaleniec zabił kolejne dwie osoby - przy stacjach benzynowych - strzelał też do radiowozu, raniąc jednego z funkcjonariuszy. Świadkowie zeznają również, że widzieli zastrzeloną kobietę w jednym z przydrożnych sklepów spożywczych.

- Strzelał do zwyczajnych, przypadkowych ludzi, którzy zajmowali się swoimi sprawami - relacjonowała CNN mieszkanka Genevy Harri Anne Smith.

Zabity przez policję?

Mężczyzna nie przestał strzelać dopóki nie zginął. Jego rajd skończył się w wytwórni artykułów metalowych Reliable Metal Products w Genevie, gdzie przypuszczalnie był zatrudniony.

Według policji, mężczyzna, którego tożsamości nie podano jeszcze do publicznej wiadomości, sam odebrał sobie życie. Śledczy próbują ustalić, czy znał którąkolwiek ze swych ofiar. Amerykanie zaś zaczęli znów zastanawiać się, czy ich powszechne prawo do posiadania broni nie jest zbyt liberalne.

Źródło: Reuters, CNN