Mimo, że zacięta debata trwała 24 godziny, demokratycznym senatorom nie udało się przekonać Republikanów do poparcia rezolucji, która wyzwałaby George W. Busha do ewakuacji wojsk.
Do uchwalenia rezolucji Demokraci potrzebowali w 100-osobowym Senacie 60 głosów poparcia. Udało im się zebrać jedynie 52.
W korytarzach na Kapitolu rozstawiono składane łóżka, na których senatorowie mogli drzemać w przerwach między przemówieniami. Prefekt większości, senator Richard Durbin, zamówił dostawy pizzy, szczoteczek i pasty do zębów oraz dezodorantów. W rezultacie niektórzy uczestnicy debaty przemawiali przy niemal pustej sali, a na galerii dla widzów przemówieniom przysłuchiwało się tylko kilkanaście osób. Republikanie nazwali to widowisko "politycznym teatrem", który praktycznie nie przynosi żadnych efektów.
Antywojenni demonstranci urządzili w tym samym czasie nocne czuwanie pod Kapitolem. Niektórzy senatorowie przyłączali się do protestujących.
Utrącenie rezolucji jest prestiżową porażką Demokratów. Nie udało im się bowiem przekonać nawet umiarkowanych Republikanów, krytyków administracji Busha, do poparcia ustawy, chociaż... nawet w przypadku jej przyjęcia, nie miałaby szans na realizację. Prezydent zapowiedział bowiem już wcześniej, gdy podobną rezolucję udało się uchwalić Izbie Reprezentantów, że podobne inicjatywy będzie wetował.
Proponowana przez Demokratów ustawa zakładała wyjście wojsk z Iraku do końca kwietnia 2008 roku. Ewakuacja miałaby zacząć się już 120 dni po jej wejściu w życie.
Zdaniem przeciwników ustawy, wyznaczenie takiego harmonogramu i opuszczenie Iraku przez Amerykanów, w sytuacji de facto wojny domowej w tym kraju, otworzy tam drogę do rządów islamistów. Należy raczej - argumentowano - zaczekać przynajmniej do września, gdy dowódca wojsk w Iraku, generał David Petraeus, przedstawi raport o sytuacji.
W Iraku stacjonuje 158 tys. amerykańskich żołnierzy. Od inwazji w 2003 r. zginęło ich ponad 3,4 tys.
Źródło: Reuters, BBC, PAP