W kilku miastach Francji, m. in. w Paryżu odbędą się dziś marsze milczenia, upamiętniającego ofiary strzelaniny w Tuluzie. Jednak nie wszyscy potępiają Mohameda Meraha. Jego sąsiedzi bronią go i próbują tłumaczyć. - On nie żyje, więc jaki będzie pożytek z tej krytyki? - mówi jedna z sąsiadek zamachowca.
I podkreśla, że trzeba skończyć z tak ostrą krytyką Meraha. - To o co dziś postulujemy, to o skończenie z demonizowaniem Mohameda. On nie wróci i nie powie, że jestem taki lub nie. Stop, koniec, to wszystko - deklaruje jedna z sąsiadek.
Inna dodaje, że zbyt łatwo osądza się Meraha. - Nie jesteśmy tu po to, żeby osądzać jego czyny. Nie jesteśmy tu po to, żeby o tym mówić. Jesteśmy tu, aby uczcić pamięć Mohameda Meraha, by zadbać o jego dobry wizerunek - podkreśliła.
Jednak zaraz dodaje, że "szok pozostaje". - Wszyscy jesteśmy zszokowani tym co się stało - to jasne - ale jednocześnie wiem, że on sam wiele w życiu przeszedł. Może należy spojrzeć na jego przeszłość i zastanowić się jak do tego doszło zamiast tak głupio go osądzać - przekonywała.
Sprawca masakry
23-letni Mohamed Merah, Francuz pochodzenia algierskiego, przyznał się do zabójstwa trzech żołnierzy pochodzenia maghrebskiego w Tuluzie i pobliskim Montauban 11 i 15 marca oraz do zastrzelenia w poniedziałek 30-letniego nauczyciela i trojga dzieci przed szkołą żydowską w Tuluzie.
Podczas rozmów z policjantami Merah deklarował, że nie żałuje tego, co zrobił, a jedynie tego, że nie zabił większej liczby osób; szczycił się tym, że upokorzył Francję. Merah mówił też, że jest mudżahedinem i należy do Al-Kaidy. Zabójstwa miały być zemstą za śmierć palestyńskich dzieci w konflikcie izraelsko-palestyńskim oraz odwetem na francuskiej armii za udział w zagranicznych interwencjach.
Zamachowiec zginął w czwartek, po ponad 30 godzinach oblężenia, zastrzelony przez policję, gdy próbował wyskoczyć z okna swojego mieszkania.
Źródło: Reuters