W Sztokholmie rozpoczął się proces czterech mężczyzn prowadzących niegdyś najpopularniejszą stronę służącą piractwu komputerowemu - The Pirate Bay. Oskarżeni są o współudział w pogwałceniu praw autorskich i mogą dostać nawet dwa lata więzienia i ponad 140 tys. dolarów grzywny każdy. Oprócz tego, przedstawiciel wielkich koncernów medialnych domaga się 10,6 mln odszkodowania za poniesione straty.
Na ławie oskarżonych zasiedli Hans Fredrik Neij, Gottfrid Svartholm Warg, Peter Sunde i Carl Lundström. Usłyszeli szereg zarzutów związanych z łamaniem praw autorskich do plików wymienianych za pośrednictwem ich strony. Oskarżyciel Hakan Roswall streścił je jako "pomoc w pogwałceniu praw autorskich przez innych ludzi".
Takie sformułowanie ma pozwolić wygrać proces w sprawie, którą trudno zakwalifikować w kodeksach współczesnych państw europejskich. Wynika to ze specyfiki procesu wymiany plików przy użyciu The Pirate Bay.
Sami plików nie tykają
Strona jest bowiem jedynie platformą wymiany specjalnych plików zwanych torrentami (od nazwy najpopularniejszego programu do ich otwierania - BitTorrent), które służą jako odnośniki do plików znajdujących się na dyskach użytkowników mających ochotę się nimi dzielić. Same pliki multimedialne chronione prawami autorskimi nie znajdują się więc na serwerach piratów, toteż nie da się ich oskarżyć o łamanie tychże praw. Również posługiwanie się programem obsługującym torrenty nie jest nielegalne, bo i ten program jest jedynie narzędziem, które umożliwia wymianę dowolnych plików. - Obsługujących stronę można porównać do producenta samochodów, którymi można przecież jeździć z niedozwoloną prędkością - powiedział na otwarciu procesu obrońca mężczyzn Hakan Roswall.
Obsługujących stronę można porównać do producenta samochodów, którymi można przecież jeździć z niedozwoloną prędkością Obrońca oskarżonych Hakan Roswall
W praktyce, The Pirate Bay jak i inne strony z torrentami, służy wyłącznie piractwu. Wymienia się na nich filmy, muzykę, gry komputerowe. Platforma jest wygodna, bo pozwala na symultaniczne ściąganie i wysyłanie wielu, nawet bardzo dużych plików przez teoretycznie nieograniczony czas. Dlatego torrenty stały się jednym z najpopularniejszych rodzajów piractwa, a strony je zamieszczające należą do najczęściej odwiedzanych w sieci. Do 2006 roku jednym z liderów wśród nich było właśnie The Pirate Bay. Wtedy jednak, zaczęły się problemy z prawem. Decyzją szwedzkich władz strona została zamknięta. To nie pomogło, bo już po kilku dniach otwarto ją ponownie, ale z zagranicznych serwerów. Znajduje się na nich do dzisiaj i wciąż cieszy się dużą popularnością.
Milionowe straty
Zdaniem przedstawicieli wielkich koncernów show-biznesu istnienie stron, to wielki problem. I wyliczają, że administratorzy The Pirate Bay winni są im 10,6 mln euro (115 mln koron szwedzkich). To jednak zaledwie kropla w morzu, bo istnieje kilka tego typu serwisów większych niż The Pirate Bay oraz niezliczona ilość małych, często regionalnych platform.
Niemożliwe jest schwytanie każdego pirata, bez potraktowania każdego internauty jak przestępcy i naruszenie jego prywatności Matt Mason, autor książki "Pirate's Dilemma", w rozmowie z .net
Dodatkowo, postawione mężczyznom przez prokuratura zarzuty zagrożone są karą do dwóch lat pozbawienia wolności i ponad 140 tys. dol. dla każdego z nich.
Kariera pirata
Czy kara zostanie zasądzona przekonamy się w przyszłości, bo proces piratów potrwać ma ok. trzech tygodni. Żaden do winy się nie poczuwa, a swoją aktywność widzą w kategoriach walki z globalnym systemem kapitalistycznym. I jako tacy sprzedają koszulki z logo swojego serwisu oraz pławią się w uwielbieniu milionów internautów za darmo ściągających pliki.
Na piedestał internetowego światka "anty-copyright" wyniósł ich również jeden z guru i najsłynniejszy ideolog tego nurtu. Matt Mason, w swojej książce "Pirate's Dilemma. How youth culture reinvented capitalism" (w wolnym tłumaczeniu - "Dylemat pirata. Jak młodzieżowa kultura odmieniła kapitalizm") na gruncie między innymi teorii gier udowadnia, że piractwo jest nie tylko nieuniknione, ale też zupełnie naturalne i niezbywalne dla rozwoju ludzkich społeczeństw. Wielokrotnie pytany o przypadek The Pirate Bay mówił, że dopóki przemysł rozrywkowy nie jest w stanie zaprezentować skutecznej alternatywy dla takich stron, dopóty ich istnienie jest zupełnie uzasadnione.
Obrońca piratów natomiast tłumaczy, że istnienie samej strony nielegalne nie jest. Zarzut współudziału w łamaniu praw autorskich też jest jego zdaniem nietrafiony, bo torrenty trafiają w ręce internautów również za pośrednictwem choćby takiej wyszukiwarki - jak Google...
Źródło: marca.com,sport.es,telegraph.co.uk,PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters