Prezydent Rosji ratyfikował w czwartek umowy z Abchazją i Osetią Południową, na mocy których na terytorium tych separatystycznych republik przez następne co najmniej 49 lat stacjonować będą rosyjscy żołnierze.
Według umów przegłosowanych wcześniej przez rosyjski parlament po upływie 49 lat porozumienia, o ile nikt ich nie wypowie, zostaną przedłużone na kolejne 15 lat. Na ich podstawie rosyjskie bazy będą traktowane jak placówki dyplomatyczne, zatem abchaskie i osetyjskie władze separatystyczne nie będą miały nad nimi żadnej jurysdykcji. Umowy są więc przypieczętowaniem faktycznej kontroli Moskwy nad Suchumi i Cchinwali.
O ratyfikacji umów Dmitrij Miedwiediew poinformował podczas wizyty na Kremlu nowego prezydenta Abchazji Aleksandra Ankwaba. - Rosja będzie rozwijać swoje wsparcie dla braterskiego narodu Abchazji - oznajmił Miedwiediew. Ankwab ze swojej strony podziękował za wsparcie, podkreślając, że Suchumi traktuje Rosję jako "strategicznego partnera".
Podczas wizyty Ankwaba pośmiertnie uhonorowany przez Rosjan został jego poprzednik na stanowisku Siergiej Bagapsz, który zmarł pod koniec maja.
Jak to wpłynie na rozmowy?
Obecność rosyjskich baz militarnych z pewnością nie posunie do przodu gruzińsko-rosyjskich rozmów pokojowych, których kolejna runda ruszyła we wtorek w Genewie.
To już 17. tura rozmów prowadzonych pod egidą UE, ONZ i OBWE z myślą o sposobach uniknięcia aktów przemocy w dwóch separatystycznych regionach Gruzji.
Rozmowy, które dotychczas nie przyniosły widocznych rezultatów, prowadzone są w dwóch grupach roboczych: ds. bezpieczeństwa i ds. kwestii humanitarnych. Wciąż pozostaje otwarta sprawa o niestosowaniu siły. Problem, jak pisze ITAR-TASS, polega na tym, że Osetia Południowa i Abchazja uważają, że to one powinny otrzymać od Gruzji stosowne gwarancje, gdy Gruzja (nie uznająca odrębności państwowej obu republik) chce takich gwarancji od Rosji, która utrzymuje, że nie jest w tej sprawie stroną.
Niepodległość dwóch separatystycznych regionów - Osetii Południowej i Abchazji - uznała jedynie Rosja, a za nią Wenezuela, Nikaragua i Nauru. Reszta świata uznaje obie republiki za część Gruzji.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24