Reżim Łukaszenki wypuścił Polaków

Aktualizacja:
 
Zatrzymani za demonstrację w obronie domu polskiegoTV Biełsat

Po pięciu dniach szefowie nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi odzyskali wolność. Polacy trafili do aresztu za udział w nielegalnym wiecu przed Domem Polskim w Grodnie.

Zwolniono nas grubo wcześniej, żeby ludzie nie mogli nam wyjść na spotkanie. Wyszedłem, a tam noc i żywej duszy. Ale w końcu się spotkaliśmy. Zawsze stosują takie metody, żeby nie dopuścić do akcji solidarności. Igor Bancer, rzecznik Związku Polaków na Białorusi

"Wyszedłem, a tam noc i żywej duszy"

- Zostaliśmy zwolnieni przed godziną 6 (czasu białoruskiego, czyli 5 czasu polskiego). Wróciliśmy wszyscy do domów. Zwolniono nas na kilka godzin przed terminem. Podjechali nasi przyjaciele, członkowie Związku Polaków. Teraz jestem w domu z rodziną - powiedział Andrzej Poczobut. - Czuję się w miarę dobrze, mimo tych pięciu dni bez jedzenia - powiedział z kolei Igor Bancer (w areszcie prowadził głodówkę, bo nie zgadzał się "z zarzutami i ze sposobem załatwiania spraw przez władze").

- Zwolniono nas grubo wcześniej, żeby ludzie nie mogli nam wyjść na spotkanie. Wyszedłem, a tam noc i żywej duszy. Ale w końcu się spotkaliśmy. Zawsze stosują takie metody, żeby nie dopuścić do akcji solidarności - dodał Bancer.

Zatrzymani w drodze na rozprawę

Trzej działacze zostali zatrzymani w poniedziałek, gdy jechali do Wołożyna na rozprawę w sprawie Domu Polskiego w Iwieńcu, który władze białoruskie przekazały lojalnemu wobec Mińska kierownictwu ZPB ze Stanisławem Siemaszką na czele.

10 lutego ponad 300 osób wzięło udział w Grodnie w wiecu w obronie Domu Polskiego w Iwieńcu, dwa dni wcześniej zajętego siłą przez białoruską milicję. Dotąd budynek pozostawał w rękach działaczy ZPB, którzy za szefową organizacji uznają Andżelikę Borys. Władze białoruskie uważają, że legalne jest kierownictwo ZPB, na którego czele stoi Stanisław Siemaszko.

Źródło: PAP, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TV Biełsat