Prorosyjscy separatyści oskarżyli Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie o służenie interesom Stanów Zjednoczonych i Ukrainy. Poinformowali też, że rozważają zakazanie OBWE dalszej pracy na miejscu katastrofy malezyjskiego samolotu pasażerskiego, zestrzelonego 17 lipca. Tymczasem grupa obserwatorów OBWE przyjechała do nowo utworzonej siedziby OBWE w obwodzie rostowskim w Rosji.
W oświadczeniu samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej separatyści zapowiadają wstrzymanie współpracy z OBWE, która - jak przypomina agencja Reutera - była dotychczas główną siłą w negocjowaniu dostępu ekspertów międzynarodowych do miejsca katastrofy. "Od samego początku OBWE nie była stroną neutralną i działała w interesach Ukrainy" - napisano w oświadczeniu rebeliantów. "OBWE, jak się okazuje, jest strukturą całkowicie kontrolowaną przez USA" - podkreślono. OBWE nie skomentowała tego oświadczenia.
Chcą się dostać na miejsce
Obserwatorzy misji OBWE od kilku dni usiłują dostać się na miejsce katastrofy malezyjskiego boeinga 777, by wraz z grupą zagranicznych policjantów i ekspertów ponownie przeszukać miejsce katastrofy. Według świadków i dziennikarzy wciąż mogą się tam znajdować szczątki ofiar.
W niedzielę wizyta holenderskich i australijskich ekspertów została odwołana z powodu trwających w pobliżu walk między ukraińską armią a prorosyjskimi separatystami. - Słyszeliśmy doniesienia o trwających tam walkach. Wszystko wskazuje na to, że w terenie nie jest bezpiecznie. Dlatego postanowiliśmy pojechać tam jutro rano - tłumaczył zastępca szefa misji obserwatorów OBWE Alexander Hug. Przypomniał, że zagraniczni policjanci nie są uzbrojeni.
Kilkunastu członków misji obserwacyjnej OBWE było w maju i czerwcu przez ponad miesiąc przetrzymywanych przez rebeliantów w Słowiańsku.
Pod koniec kwietnia samozwańczy mer Słowiańska Wiaczesław Ponomariow uwięził siedmiu obserwatorów wojskowych OBWE, w tym jednego Polaka, oskarżając ich o szpiegostwo. Wypuścił ich po kilkunastu dniach, na początku maja.
Rostowska misja obserwatorów OBWE
Pierwsza grupa ośmiu obserwatorów OBWE przybyła we wtorek do graniczącego z Ukrainą obwodu rostowskiego na południu Rosji - poinformowały media rosyjskie powołując się na lokalne władze. Pięć kolejnych osób z misji OBWE ma przylecieć we wtorek wieczorem. W najbliższym czasie w obwodzie rostowskim będzie pracować 19 osób z OBWE: trzy z nich to personel administracyjny, a 16 - obserwatorzy. Stałe przedstawicielstwo misji będzie się znajdować w mieście Kamiensk-Szachtinskij. Na środę członkowie misji OBWE zaplanowali spotkanie w Rostowie nad Donem z władzami obwodu, służb granicznych i celnych, a także przedstawicielami MSZ Rosji. Na spotkaniu ma być omówiony dalszy program.
Rosyjskie media przypominają, że obwód rostowski graniczy z ukraińskim Donbasem, gdzie trwają walki sił ukraińskich z członkami pospolitego ruszenia, jak Moskwa nazywa prorosyjskich separatystów. Według MSZ Rosji we wtorek z terytorium Ukrainy i przez siły ukraińskie został ostrzelany rosyjski posterunek celny Gukowo - jeden z tych, od którego mieli zacząć swą działalność obserwatorzy OBWE. Moskwa chce, jak pisze AFP, odeprzeć zarzuty Waszyngtonu i Kijowa, które twierdzą, że jej posterunki graniczne służą do przerzucania bojowników i broni dla prorosyjskich separatystów. Misja OBWE, jak zaznacza AFP, ogranicza się do monitorowania zaledwie części granicy między Rosją a Ukrainą. - Obserwatorzy zostali wysłani w miejsca na granicy, gdzie nie ma przejść granicznych - powiedział AFP rosyjski ekspert Paweł Felgenhauer. Według niego z misji będzie niewielki pożytek, gdyż "jest lato, jest sucho i do przekroczenia granicy nie potrzeba dróg". Granicę można przekroczyć w dowolnym miejscu - uważa Felgenhauer.
Autor: asz\mtom / Źródło: PAP