Putin się "nie zdziwił", a nawet się "ubawił"


Władimir Putin utrzymuje, że słynna już na cały świat karta do głosowania z niewybrednym apelem do niego "by odszedł", zupełnie go nie obraziła. Przy okazji rosyjski premier skrytykował jednak rodzimą emigrację.

W najnowszym wydaniu tygodnika "Kommiersant-Włast" - niemal w całości poświęconym oszustwom przy urnach wyborczych i wielotysięcznym protestom w Rosji przeciwko tym fałszerstwom - ukazał się artykuł opowiadający o głosowaniu obywateli Federacji Rosyjskiej w Londynie.

Opatrzono go zdjęciem karty do głosowania, uznanej za nieważną, na której wyborca czerwonym flamastrem, wielkimi literami napisał: "Putin, idź na ch...!" (w wolnym tłumaczeniu "Putin, wypier…"). Na innej fotografii widać chodnikowe graffiti z wizerunkiem mężczyzny podobnego do Putina oraz podpisami: "Wróg publiczny nr 1" i "Chutin Puj".

"Wiemy, jakie towarzystwo się tam zebrało.."

Wiemy, jakie towarzystwo się tam zebrało i dlaczego nie wracają do Rosji. Ich chęć odesłania mnie gdzie pieprz rośnie, związane jest z tym, że sami chcą tu wrócić, a dopóki tu siedzę, nie mogą tego zrobić Władimir Putin

- Wiemy, jakie towarzystwo się tam zebrało i dlaczego nie wracają do Rosji. Ich chęć odesłania mnie gdzie pieprz rośnie, związane jest z tym, że sami chcą tu wrócić, a dopóki tu siedzę, nie mogą tego zrobić – powiedział Putin dodając, że jest "wdzięczny tym ludziom", ponieważ posłuchali jego wezwania o uczestnictwo w wyborach i zagłosowali.

W Londynie schronienie po dojściu do władzy Putina znaleźli między innymi byli oligarchowie Borys Bierezowski czy Władimir Gusiński. Jak pokazał jednak przypadek Aleksandra Litwinienki, nawet Londyn nie może być do końca bezpiecznym azylem.

Źródło: tvn24.pl