Prezydent uwolniony. "Wiemy, kto uczestniczył w tym spisku"

Aktualizacja:

Ekwadorskie wojsko zaatakowało zbuntowanych policjantów, w których rękach znajdował się prezydent Rafael Correa. W wyniku szturmu przywódca Ekwadoru został uwolniony ze szpitala, w którym przebywał. W okolicy budynku było słychać strzały. Według ewkadorskiego Czerwonego Krzyża zginęło dwóch policjantów.

Wkrótce po uwolnieniu Correa pojawił się na balkonie pałacu prezydenckiego i oświadczył zgromadzonym tłumom, że było to coś więcej niż zwykły protest policjantów. - Było tam wielu intruzów ubranych po cywilnemu i wiemy skąd pochodzili - powiedział.

Według Correi, z jego osaczeniem miał związek były prezydent Lucio Gutierrez. - To nie były zwykłe roszczenia płacowe, tylko wyraźny przypadek spisku - oznajmił Correa. Dodał, że kiedy tłumaczył policjantom, iż podniósł im pensje do "niespotykanego wcześniej" poziomu, usłyszał: "Nie, to zrobił Lucio (Gutierrez)". - Wiemy zatem, kto uczestniczył w tym spisku - powiedział Correa. Gutierrez zaprzecza, by miał cokolwiek wspólnego z buntem policjantów.

Correa podziękował też swym zwolennikom, którzy przyszli mu z pomocą "i byli gotowi umrzeć broniąc demokracji".

Wolny lub trup

Prezydent oświadczył wcześniej, że nie będzie negocjował ze zbuntowanymi policjantami do czasu zakończenia przez nich protestu. - Wyjdę stąd jako prezydent lub wyniosą mnie stąd jako trupa - powiedział. Zapewniał także, że nie zgodzi się na akcję uwolnienia go, bo chce uniknąć przelewu krwi.

Do szturmu jednak doszło. Do tego czasu minister spraw wewnętrznych Ekwadoru informował o jednej potwierdzonej ofierze śmiertelnej zamieszek i sześciu rannych. Po szturmie prezydent osobiście poinformował, że podczas ataku wojska na szpital, zginął jeden z policjantów. Jednak według Czerwonego Krzyża zginęły dwie osoby, a ranne zostały 74.

Protest płacowy

Armia wystawiła rachunek za swoją akcję. Głównodowodzący sił zbrojnych Ekwadoru, gen. Ernesto Gonzalez, zadeklarował co prawda lojalność armii wobec prezydenta i wezwał do nawiązania dialogu. Dodał jednak, że nowe ustawy, które były przyczyną zamieszek, "powinny być zrewidowane lub nie wejść w życie".

W całym kraju w dalszym ciągu obowiązuje stan wyjątkowy, zawieszone są swobody obywatelskie, a wojsko może dokonywać aresztowań i rewizji bez nakazu. W Quito zamknięto szkoły i wiele urzędów i firm. Zanotowano też przypadki grabieży sklepów i napadów na banki w kilku największych miastach kraju, między innymi w portowym mieście Guayaquil.

Według Associated Press, zbuntowani policjanci opanowali policyjne baraki w Quito, Guayaquil i innych miastach, a także zablokowali drogi wiodące do stolicy barykadami z płonących opon.

Po odbiciu prezydenta szef ekwadorskiej policji ustąpił ze stanowiska. - Generał (Freddy) Martinez podał się do dymisji - powiedział przedstawiciel policji, zastrzegając sobie anonimowość. Martinez bez powodzenia próbował nakłonić policjantów, którzy oblegali także parlament i kilka komisariatów w kraju, do odstąpienia od protestu.

Prezydent w potrzasku

Prezydent był uwięziony w szpitalu przez ponad 12 godzin po tym jak protestujący przeciwko pozbawieniu ich przywilejów policjanci rzucili w jego kierunku pojemnik z gazem łzawiącym i oblali go wodą z armatki wodnej. Według świadków, Correa, który chciał przemówić do protestujących, był bliski uduszenia. W szpitalu, gdzie udzielono mu pomocy, ale budynek został otoczony przez protestujących.

Delikatne przywileje

Buntownicy protestują przeciwko uchwalonej w środę przez Zgromadzenie Narodowe ustawy, mającej przynieść oszczędności. Wydłużeniu uległ staż wymagany do uzyskania awansu w policji oraz zniesiono niektóre nagrody pieniężne.

Lewicowy Correa, który jest przywódcą rządzącego Sojuszu PAIS, uzyskał poparcie swoich sojuszników politycznych. Deklaracjami wsparli go prezydenci Wenezueli Hugo Chaveza i Boliwii Evo Morales. Wyrazy poparcia wystosowały też Stany Zjednoczone i Organizacji Państw Amerykańskich.

Źródło: PAP, BBC