Polański nie chce być sądzony w LA

 
Adwokaci Polańskiego nie chcą sprawy w Los AngelesTVN24

Czy rozprawa o umorzenie sprawy Romana Polańskiego o seks z nieletnią zniknie z wokandy sądu w Los Angeles? Tego chcą adwokaci reżysera, którzy twierdzą, że tamtejszy wymiar sprawiedliwości ma uprzedzenia w stosunku do polskiego reżysera.

Adwokaci Polańskiego wnieśli wniosek o przeniesienie sprawy poza Los Angeles, kiedy urzędnik miejscowego sądu poinformował, że warunkiem umorzenia oskarżenia jest uprzedni przyjazd reżysera do USA.

Główny obrońca Polańskiego, Doug Dalton, powiedział, że reżyser nie planuje powrotu do USA, nawet jeśli sprawa zostałaby umorzona.

W grudniu ubiegłego roku adwokaci polskiego reżysera wnieśli wniosek u umorzenie sprawy. Stało się to po tym gdy w najnowszym filmie dokumentalnym o Polańskim ("Roman Polanski: Wanted and Desired") ujawniono kolejne dowody nierzetelnego prowadzenia procesu przeciw niemu w 1977 r. Gdyby sprawa została umorzona, Polański mógłby wrócić do Stanów Zjednoczonych - CZYTAJ WIĘCEJ.

Na filmie ówczesny zastępca prokuratora okręgowego David Wells przyznaje, że spotykał się z prowadzącym sprawę sędzią Laurence'em J. Rittenbandem i sugerował mu wydanie skazującego, surowego wyroku.

30 lat sprawy

Zarzut jaki ciąży wobec polskiego twórcy to "formalny gwałt", czyli seks z 13-letnią Samanthą Geimer. Polański oskarżony jest również o podanie jej narkotyku. Został aresztowany, przyznał się do seksu z nieletnią i został zwolniony za kaucją. Po zwolnieniu z aresztu dotarła do niego informacja, że sędzia Rittenband zamierza go skazać na kilkadziesiąt lat więzienia. Wtedy opuścił Stany Zjednoczone.

W 1993 r. Rittenband zmarł. Z relacji ze sprawy w 1977 r. wynika, że chciał on skazać Polańskiego tylko ze względu na popularność, którą mógłby w ten sposób zdobyć. Geimer przyznała, że seks odbył się za jej przyzwoleniem, a kilka lat temu oświadczyła, że wybacza Polańskiemu i chce, by umożliwiono mu powrót do USA.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24