Posłowie z komisji ds. polityki wewnętrznej w Izbie Gmin wysłuchali we wtorek opinii liderów polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii na temat wzrostu liczby przestępstw na tle nienawiści narodowościowej po referendum ws. wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
Przed posłami wystąpili liderzy dwóch największych organizacji polonijnych - Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii (ZPWB) i Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK), a także przedstawiciele organizacji wsparcia East European Resource Centre (EERC) oraz polski przedstawiciel związku zawodowego GMB. Joanna Młudzińska z POSK zwróciła uwagę na fakt, że ataki na Polaków, w tym na budynek jej organizacji, gdzie w pierwszych dniach po referendum pojawiło się obraźliwe graffiti, były zaskoczeniem, bo "Wielka Brytania zawsze była i pozostaje postrzegana jako tolerancyjny, otwarty kraj". Jak zaznaczyła, w pierwszych dniach po incydencie POSK otrzymał wiele wyrazów wsparcia od lokalnej społeczności.
Jej zdaniem istnieje jednak niepokojąco wiele przykładów incydentów na tle nienawiści narodowościowej: - Na przykład, ktoś usłyszy, że powinien się spakować albo dzieciom w szkole ktoś powie, że powinny wracać do siebie, do domu.
"Sprawcami tych incydentów jest niewielka, ale głośna mniejszość"
Młudzińska, która jest jednym z liderów kampanii przeciw przestępstwom motywowanym nienawiścią #BetterThanThat, zaznaczyła, że "sprawcami tych incydentów jest niewielka, ale głośna mniejszość". Według przedstawicielki POSK brytyjski rząd powinien jednostronnie zagwarantować prawa obywateli UE po Brexicie, co pozwoliłoby - jej zdaniem - złagodzić napięcia i zmniejszyć ryzyko kolejnych incydentów na tle narodowościowym. - Jestem pewna, że kiedy [obywatele UE w Wielkiej Brytanii - red.] będą mieli poczucie, że wcale nie muszą nigdzie wracać, będą czuli się silni, a w znacznie mniejszym stopniu (będą czuli się) ofiarami - powiedziała. Jak dodała, osobiście prosiła o to premier Theresę May, była też wśród sygnatariuszy listu, jaki 40 liderów polskiej społeczności napisało w tej sprawie do brytyjskich posłów.
Wtórowała jej Barbara Drozdowicz, która w ramach EERC oferuje migrantom z krajów Europy Wschodniej wsparcie m.in. w zakresie praw socjalnych i pracowniczych. Jak podkreśliła, jej organizacja "odnotowała wzrost doniesień o incydentach jeszcze w toku kampanii przedreferendalnej, kiedy ludzie zaczynali czuć się niekomfortowo".
Zdaniem Drozdowicz wzrost liczby incydentów na tle narodowościowym może być powiązany z antyimigranckimi wystąpieniami polityków, ale sięga głębiej, do problemów społecznych, za które imigranci są często obwiniani. Kampania za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE była budowana "wokół idei 'kontrolowania migracji', mówiono, że ograniczenie migracji podniesie pozycję Wielkiej Brytanii w świecie, co było odczytane przez naszą (polską) społeczność jako obwinianie nas za wszystko, co poszło w tym kraju nie tak" - mówiła. Krytyczniej wypowiadał się prezes ZPWB Tadeusz Stenzel. Zwracał on uwagę na pewne problemy z integracją polskiej społeczności, która jego zdaniem "zbyt często wiedzie równoległe życie w Polsce i w Wielkiej Brytanii" oraz "tworzy wewnętrznie połączone grupy". - Czasami trudno wzbudzić w nich apetyt na lepsze zrozumienie brytyjskości - przyznał. Szef ZPWB ostrzegł, że wraz ze wzrostem popularności środowisk radykalnie prawicowych w Wielkiej Brytanii można obserwować także niewielkie, radykalizujące się grupy polskich imigrantów. Od czerwca 2016 roku ambasada RP w Londynie odnotowała ok. 40 przypadków incydentów na tle nienawiści narodowościowej wobec polskich obywateli. Polacy są największą mniejszością narodową w Wielkiej Brytanii - na stałe mieszka ich tu około miliona.
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24