"Chcę zacząć od złożenia obietnicy wszystkim z pokolenia Windrush"


Nowy szef brytyjskiego MSW Sajid Javid wystąpił w poniedziałek w Izbie Gmin, składając kilka godzin po nominacji obietnicę, że "zrobi wszystko, żeby naprawić" błędy resortu, które doprowadziły do niepewności dotyczących statusu prawnego imigrantów z Karaibów.

- Chcę zacząć od złożenia obietnicy wszystkim z pokolenia Windrush, którzy są w tym kraju od dekad, a mimo to zmagali się z przejściem przez system imigracyjny: to nigdy nie powinno się wydarzyć i zrobię wszystko, co możliwe, żeby to naprawić - zapewnił w swoim przemówieniu.

Polityk - który w poniedziałek rano został powołany na stanowisko szefa MSW po niedzielnej dymisji Amber Rudd - podkreślał, że sam jest "wściekły" z powodu problemów, które dotknęły migrantów z Karaibów, m.in. ze względu na osobiste doświadczenia.

Pierwszy minister z mniejszości

48-letni Javid, którego rodzice pochodzą z Pakistanu, jest pierwszym politykiem wywodzącym się z mniejszości etnicznej, który zajął jedno z czterech najważniejszych stanowisk w brytyjskim rządzie, tzw. wielkich urzędów państwowych. Oprócz szefa MSW są to: premier, minister finansów i minister spraw zagranicznych.

- Podobnie jak pokolenie Windrush z Karaibów, moi rodzice przyjechali do tego kraju ze Wspólnoty Narodów w latach 60. (...) Pomyślałem od razu, że to mogłoby dotyczyć mojej mamy, brata, wujka czy nawet mnie. Dlatego jestem osobiście zobowiązany, by rozwiązać te trudności - zapewniał.

Jak ujawnił, urzędnicy Home Office (resortu spraw wewnętrznych) rozwiązali już ponad 100 zgłoszonych przypadków, a planowane są spotkania dotyczące kolejnych 500 spraw.

Posłowie pytali Javida, czy może zagwarantować, że problemy, z którymi mierzą się migranci z Karaibów nie powtórzą się w procesie rejestracji 3,3 mln obywateli Unii Europejskiej po Brexicie, w tym miliona Polaków.

- Nie chcę, aby ktokolwiek, kto zgodnie z prawem się tutaj osiedlił - czy pochodzący z Europy czy jakiejkolwiek innej części świata - musiał przechodzić przez to samo doświadczenie - zapewniał minister.

Jednocześnie odrzucił wypracowane przez szefową MSW w latach 2010-15, obecną premier Theresę May podejście dotyczące tworzenia "wrogiego środowiska" dla imigrantów, tłumacząc, że jego zdaniem jest ono "mało pomocne i nie odzwierciedla wartości naszego kraju".

Dymisja i kryzys po publikacji "Guardiana"

Do zmiany na stanowisku ministra spraw wewnętrznych doszło w wyniku publikacji dziennika "The Guardian" o błędach administracyjnych, przez które tysiące brytyjskich rezydentów, którzy przyjechali kilkadziesiąt lat temu z Karaibów, mogą mieć problemy ze statusem imigracyjnym, a nawet podlegać deportacji.

Jak poinformowano, osoby, które przyjechały do Wielkiej Brytanii z dawnych brytyjskich kolonii na Karaibach w latach 1948-71, mogą nie mieć dostępu do publicznej służby zdrowia lub rynku pracy. Część z nich poproszono o przedstawienie dokumentów potwierdzających ich prawo do rezydencji, mimo że byli obywatelami dawnej brytyjskiej kolonii i mieli prawo pobytu w Wielkiej Brytanii nawet bez paszportu.

Ujawniony problem dotyczył tzw. pokolenia Windrush, czyli około pół miliona osób, które po zakończeniu II wojny światowej przypłynęły w celu uzupełnienia siły roboczej powojennej Wielkiej Brytanii. Dotarli oni na Wyspy m.in. na pokładzie statku Empire Windrush, który w jednym z pierwszych transportów w 1948 przewiózł z Jamajki przez Atlantyk około tysiąca osób.

Zgodnie z przyjętą w 1971 roku ustawą migracyjną wszyscy obywatele Wspólnoty Narodów mieszkający w kraju otrzymali bezterminowe prawo rezydencji.

Początkowo Rudd przepraszała za zamieszanie i zapowiadała przegląd wszystkich spraw oraz dopuszczenie osób dotkniętych pomyłką jej resortu do przyspieszonego uzyskania brytyjskiego obywatelstwa. Z czasem jednak posłowie zaczęli kwestionować jej szerszą strategię funkcjonowania w ministerstwie, w tym wykorzystanie kontrowersyjnych celów deportacyjnych, zakładających, że wskazana liczba osób musi być deportowana w skali roku.

Jej wielokrotne niejasne odpowiedzi na pytania ze strony posłów, które okazały się sprzeczne z publikowanymi przez "Guardiana" wewnętrznymi dokumentami ministerstwa, wzbudziły krytykę ze strony opinii publicznej i opozycji dotyczącą tego, czy minister wprowadziła parlament w błąd lub nie miała wiedzy na temat działalności własnego resortu.

W swoim liście rezygnacyjnym do premier May Rudd w niedzielę napisała, że jej biuro odkryło dokumenty, które bezpośrednio wspominają kontrowersyjne cele deportacyjne. "Powinnam mieć tego świadomość i biorę pełną odpowiedzialność za fakt, że nie miałam" - zapewniła.

Według poniedziałkowego sondażu Sky Data aż 55 proc. Brytyjczyków popiera decyzję o dymisji Rudd. Przeciwnego zdania jest 29 proc.

Jednocześnie jednak odpowiedzialnością za skandal dotyczący pokolenia Windrush wyborcy obarczyli przede wszystkim poprzedniczkę Rudd na tym stanowisku, premier Theresę May (31 proc.) i urzędników służby cywilnej (24 proc.). Zaledwie 4 proc. z nich uznało, że to błędy samej Rudd.

Pytani przez Sky Data o to, czy ich zdaniem rząd jest stabilny w obliczu kontrowersji dotyczących pokolenia Windrush, aż 64 proc. oceniło, że nie, a jedynie 33 proc. - że tak.

Rezygnacja Rudd była siódmą dymisją ministra w rządzie May od lipca 2016 roku i czwartą w ciągu ostatniego półrocza.

Autor: adso / Źródło: PAP