Podsumowali ulewy: tysiące bez dachu nad głową

 
Turyści są już bezpieczni. Miejscowi czekają na ewakuację z Macchu PicchuPAP/EPA

Blisko 38 tys. Peruwiańczyków straciło dach nad głową w wyniku powodzi i lawin błotnych, które od grudnia nękają ten kraj. 20 osób zginęło. Na Machu Picchu zostało jeszcze 300 mieszkańców. Z zagrożonych terenów w tym tygodniu ewakuowano także polskich obywateli.

Lawiny i powodzie powodują ulewne deszcze, które już od prawie dwóch miesięcy nie opuszczają Peru. W kraju ogłoszony jest stan klęski żywiołowej.

Niemal cały świat śledził od minionego poniedziałku przebieg powietrznej ewakuacji ze szczytu Machu Picchu w peruwiańskich Kordylierach prawie 4 tys. turystów, w tym 3,2 tys. zagranicznych, uwięzionych tam wskutek przerwania przez lawiny błotne jedynej linii kolejowej.

Wśród ewakuowanych było czterech Polaków.

Peruwiańskie władze szacują, że naprawa linii kolejowej zajmie co najmniej siedem tygodni. Pieszy szlak prowadzący do Machu Picchu także został ze względów bezpieczeństwa zamknięty. Obecnie można się tam dostać tylko drogą powietrzną.

Jeszcze 300 tubylców

Peruwiański minister handlu zagranicznego i turystyki Martin Perez powiedział, że na Machu Picchu pozostało jeszcze około 300 mieszkańców osiedla znajdującego się koło słynnej warowni wysokogórskiej Inków.

Oni również chcą opuścić to miejsce, coraz bardziej zagrożone przez wzbierające nieustannie wody pobliskiej rzeki. Jednak warunki atmosferyczne pogorszyły się i od soboty dowództwo wojskowe zawiesiło loty śmigłowców użytych do ewakuacji.

Najbardziej ucierpiały wskutek ulewnych deszczów okolice miast Cuzco, Huancavelica i Puno. To ostatnie znajduje się na wysokości 3860 metrów n.p.m., nad najwyżej położonym na świecie jeziorem - Titicaca.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA