Organizacje obrony praw człowieka z 24 państw wezwały w liście otwartym prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę do zwolnienia osób zatrzymanych za udział w protestach. Apel został opublikowany na stronie organizacji Libereco. Łukaszenka zapowiedział z kolei jak najsurowsze zapobieganie łamaniu prawa i zapewnił, że władze nikogo się nie boją.
Z apelem do prezydenta Białorusi zwróciło się 48 organizacji obrońców praw człowieka.
Sygnatariusze listu, w tym Reporterzy bez Granic czy Moskiewska Grupa Helsińska, zaapelowali do Alaksandra Łukaszenki, by "niezwłocznie i bezwarunkowo zwolnił wszystkich demonstrantów, dziennikarzy, obrońców praw człowieka, działaczy społeczeństwa obywatelskiego i przedstawicieli opozycji, którzy zostali zatrzymani w związku z obecną falą demonstracji wyłącznie za pokojowe korzystanie z prawa do wolności zgromadzeń i wyrażania poglądów".
Niepokoje o bezpieczeństwo
Obrońcy praw człowieka wyrazili zaniepokojenie o bezpieczeństwo uczestników zaplanowanych na 25 marca (świętowany przez białoruskie środowiska niezależne Dzień Woli) akcji opozycji i wezwali do zagwarantowania wszystkim demonstrującym pokojowo osobom nietykalności cielesnej i psychicznej oraz do nieużywania nadmiernej siły przez milicję.
Zaapelowali też do Łukaszenki o respektowanie prawa do organizowania pokojowych zgromadzeń, a także o rezygnację z prewencyjnych zatrzymań i zagwarantowanie dziennikarzom prawa do wykonywania swoich obowiązków. Wezwali go też do wycofania tzw. dekretu o pasożytnictwie.
Według informacji białoruskich i międzynarodowych organizacji praw człowieka od 3 do 22 marca zatrzymano na Białorusi ponad 250 osób, w tym co najmniej 31 dziennikarzy. Co najmniej 110 osób skazano na 3-15 dni aresztu.
Od połowy lutego w różnych miastach Białorusi odbywają się protesty przeciwko tak zwanemu dekretowi o pasożytnictwie i w związku z trudną sytuacją gospodarczą. Uczestnicy i organizatorzy demonstracji są zatrzymywani, wielu osobom wymierzane są kary aresztu lub grzywny.
Dekret o "pasożytnictwie", przewiduje specjalny jednorazowy podatek od osób, które nie pracowały co najmniej 183 dni w ciągu roku i nie zarejestrowały się oficjalnie jako bezrobotni.
"Władze nikogo się nie boją"
Tymczasem Alaksandr Łukaszenka zapowiedział jak najsurowsze zapobieganie łamaniu prawa i zapewnił, że władze nikogo się nie boją.
- Nikomu nie zatykamy ust, ale krok w lewo czy krok w prawo od przepisów prawa będą jak najsurowiej udaremniane - oświadczył Łukaszenka dwa dni po tym, jak poinformował o zatrzymaniu około 20 "bojowników, którzy przygotowywali prowokację z użyciem broni". Oznajmił, że pieniądze na szkolenie wojskowe "piątej kolumny" docierały na Białoruś przez terytorium Polski i Litwy.
Według białoruskiego Centrum Praw Człowieka "Wiasna" we wtorek i środę zatrzymano na Białorusi 21 osób pod zarzutem szykowania "masowych zamieszek".
- Jesteśmy dziś w stanie utrzymać pokój w naszym kraju i nie boimy się niczego ani nikogo – oznajmił Łukaszenka. Podkreślił, że bardzo go niepokoją informacje, które otrzymuje i których tylko "drobna część" jest przekazywana mediom. Zaprzeczył jednak, by władze chciałby kogokolwiek zastraszyć przed nadchodzącymi wydarzeniami.
W najbliższą sobotę, 25 marca, niezależne środowiska na Białorusi obchodzą Dzień Wolności, czyli nieoficjalne święto niepodległości. Dotychczas władze Mińska nie poinformowały organizatorów, czy udzielą zgody na marsz z tej okazji.
Zatrzymani "bojownicy"
Łukaszenka poinformował we wtorek, że na Białorusi zatrzymano uzbrojonych ludzi, którzy przygotowywali prowokację. Jak dodał, pieniądze na szkolenie wojskowe "piątej kolumny" docierały na Białoruś przez terytorium Polski i Litwy.
Według niego jeden z obozów, na których prowadzono szkolenia z bronią, znajdował się w okolicach Bobrujska i Osipowicz, a pozostałe na Ukrainie. "Wydaje mi się, że także na Litwie lub w Polsce nie jestem pewny, ale gdzieś tam" - dodał prezydent.
Autor: tas\mtom / Źródło: PAP