Szokującego odkrycia dokonał 65-letni Niemiec, podczas wycieczki do obozu w Oświęcimiu: na jednym z prezentowanych zwiedzającym zdjęć zobaczył swego ojca - esesmana z obozowej załogi. Ojciec dokonywał selekcji, który z więźniów zginie w komorze gazowej.
Niemiecki turysta przyjechał do Oświęcimia wiosną. W grupie starszych osób uczestniczył m.in. w zajęciach edukacyjnych w dawnych obozowych blokach, gdzie znajduje się ekspozycja, dotycząca więźniów romskich i węgierskich. Jak się okazało, na jednym z prezentowanych zdjęć rozpoznał ojca. - Z początku pomyślałem, że chodzi o któregoś z więźniów, ale on wskazał młodego esesmana - opowiada "Gazecie" Jacek Lecha z Międzynarodowego Centrum Nauczania o Auschwitz i Holokauście.
Turysta zjawił się w obozie ponownie. Przywiózł z sobą rodzinny album. Kilka zdjęć przedstawiało młodego mężczyznę w mundurze SS i cywilnym ubraniu. Wszystkie pochodziły z lat II wojny światowej. - Nie ma żadnych wątpliwości. To ten sam człowiek, co esesman z naszej wystawy - zapewnia Lech.
Zdjęcie, na którym Niemiec rozpoznał ojca, pochodzi z 1944 r. Na fotografii widać transport węgierskich Żydów na rampie w Birkenau. Selekcją kieruje oficer SS. Stojący twarzą do fotografa młody sanitariusz pomaga wybierać osoby. Ci, którzy pójdą na lewo, zginą wkrótce w komorze gazowej. Ojcem okazał się właśnie esesman.
W oświęcimskim muzeum niewiele wiedzą o esesmanie - tuż przed wyzwoleniem hitlerowcy zniszczyli znaczną część dokumentacji. Pewne jest, że nigdy nie poniósł kary za udział w zagładzie Żydów. - W Auschwitz-Birkenau służyło w sumie około osiem tysięcy esesmanów. Po wojnie zdołano ustalić zaledwie tysiąc. Reszta skutecznie ukryła zbrodniczą przeszłość - wyjaśnia Lech.
Wojennych losów esesmana nie znał wcześniej także jego syn, który urodził się w 1942 r. w Berlinie. Podczas pobytu w Oświęcimiu mężczyzna wspominał jedynie, jak raz odnalazł w domu skierowanie ojca do Auschwitz z 1942 r. i notatkę urzędową o pobraniu z obozowego magazynu części esesmańskiego munduru. Tematu wówczas nie drążył. Od matki usłyszał, że ojciec praktykował najpierw jako sanitariusz w zakładzie dla umysłowo chorych, a od 1941 r. pracował w jednym z nazistowskich ośrodków eutanazji. Pod koniec wojny trafił do angielskiej niewoli. Wolność odzyskał po dwóch latach. Rok później został pastorem. Zmarł w 1988 r.
Muzealnicy nie znają adresu niemieckiego turysty. Liczą jednak na jego powrót w przyszłym roku, jak zapowiedział podczas ostatniej wizyty. Do tego czasu niemieckie archiwa powinny odpowiedzieć na pytania o sanitariusza z oświęcimskiej załogi SS.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum