Obama ułatwia dostęp do aborcji

Liberalne organizacje „pro choice” są zachwycone, konserwatywne „pro-life” biją na alarm. – Jednym pociągniecie pióra prezydent Obama zniósł ucisk kobiecego zdrowia na całym świecie. Nigdy więcej lekarze nie będą zmuszeni wybierać między otrzymaniem funduszy a ograniczaniem opieki medycznej, którą dostarczają kobietom – nie kryje radości szefowa Planned Parenthood (Planowane Rodzicielstwo - red.) Celcie Richards.

Przeciwnego zdania jest przewodnicząca Americans United for Life (Amerykanów Zjednoczonych dla Życia), Charmaine Yoest. – Gdy codziennie budzimy się w pogłębiającym się kryzysie, finansowanie przemysłu aborcyjnego to obraza dla Amerykanów – stwierdziła.

Aborcyjna piłeczka

Prawo zwane ”polityką z Mexico City” to piłeczka, którą od lat 80-tych przerzucają się kolejne amerykańskie administracje. Zakaz wspierania przez rząd USA zagranicznych klinik lub organizacji dokonujących zabiegów aborcji lub doradzających kobietom w tym zakresie wprowadził po raz pierwszy republikański prezydent Ronald Reagan w 1984 r. i poinformował o tym na konferencji ONZ w stolicy Meksyku. Dotyczył on też przypadków, gdy fundusze te pochodziły ze źródeł pozarządowych.

Demokrata Bill Clinton po objęciu urzędu prezydenta w styczniu 1993 r. zniósł ten zakaz, a jego republikański następca George W. Bush znów przywrócił go w 2001 r.

Za i przeciw

Według krytyków „polityki z Mexicio City”, godzi ona w wolność słowa, bo obcina fundusze także dla grup tylko lobbujących za zniesieniem zakazu aborcji w swoich krajach. Ponadto argumentują, że przez to kobiety w biednych krajach pozbawione są mozliwości antykoncepcji oraz dostępu do innych usług medycznych, co prowadzi do pokątnych aborcji i śmierci.

Z kolei jego zwolennicy zakazu uważają, że to niemoralne, żeby amerykański rząd finansował zabiegi przerywania ciąży, a argumenty, że prowadzi to do zwiększenia śmiertelności kobiet na skutek nielegalnych aborcji, uważają za przesadzone.

kaw/mlas

Źródło: PAP, tvn24.pl