Prawica w USA krytykuje przemówienia Obamy do muzułmanów. - Dżihadyści powiedzą, że Ameryka przyznaje się do masy błędów i przez ostatnie 9 lat nie miała racji – wytykają Obamie konserwatywni komentatorzy. Inni uważają, że mówił to samo co Bush, tylko że tamtemu nikt nie chciał wierzyć.
Prawicowi komentatorzy w USA krytykują prezydenta Baracka Obamę za jego czwartkowe przemówienie do świata muzułmańskiego w Kairze i jego wypowiedzi na temat stosunków z islamem podczas piątkowego wystąpienia w Niemczech.
Tak samo do przyjaciół jak do wrogów?
- Obama przemawiał do krajów, które są nam bliskie, ale też do reżimów takich jak Iran i Syria, które nie są nam przyjazne, do radykałów-dżihadystów oraz do środowisk demokratycznych. Musiał znaleźć odpowiednie przesłanie skierowane do nich wszystkich. Dżihadyści powiedzą teraz: prezydent USA przyznał, że Ameryka popełniała błąd za błędem i przez ostatnie 9 lat nie miała racji. A więc to my mamy rację i będziemy nadal iść tę samą drogą, aż uzyskamy więcej ustępstw. Reżim irański, Hamas i Hezbollah będą teraz popierały dalszą eskalację agresji przeciw Izraelowi i USA, ponieważ amerykański prezydent nie wystarczająco wskazał na nich jako odpowiedzialnych za terroryzm - powiedział analityk konserwatywnej telewizji Fox News, ekspert ds. islamu Walid Phares.
Zmarnował szansę, by wskazać winnych
Obama mógł ich oskarżyć i obnażyć ich ideologię. Mógł poza tym wspomnieć kto odpowiada za religijne prześladowania w Sudanie, ale tego nie zrobił. Nie powiedzenie arabskiej opinii publicznej wprost kim są dżihadyści, kto jest ich ofiarą - kobiety, mniejszości i inni - zachęci islamistów, by kontynuować swoją działalność. Ekspert ds. islamu Walid Phares
Mówił to samo, co Bush
Z kolei konserwatywny dziennik "Wall Street Journal" twierdzi w artykule redakcyjnym, że w przemówieniu do muzułmanów Obama w istocie powtórzył to, co mówił jego poprzednik George W. Bush - tyle, że jego osobowość i biografia pierwszego czarnego prezydenta USA, w dodatku z muzułmańskimi przodkami, przydaje mu większej wiarygodności w oczach świata arabskiego.
Nie przypomniał, co zrobiła Ameryka dla islamu
Dziennik zwraca uwagę, że Obama podkreślił w Kairze wagę wolności, w tym swobód religijnych, jako "nie tylko amerykańskich ideałów, a praw człowieka" - czyli to samo, co czynił w swych przemówieniach Bush.
Prezydent bronił też wojny w Afganistanie jako "wojny koniecznej" co, jak zaznaczył "WSJ", odróżnia go od lewicy partii Demokratycznej, która domaga się wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu.
Gazeta krytykuje jednak prezydenta za nazwanie wojny w Iraku "wojną z wyboru", plany zamknięcia więzienia w Guantanamo, nie przypomnienie muzułmanom ile zrobiła dla nich Ameryka w Kosowie i Bośni, oraz "porównywanie prawa Izraela do istnienia z państwowością palestyńską".
Źródło: PAP