Tak tragicznego pożaru klubu nie zanotowano na całym świecie od lat 40. ubiegłego wieku. W brazylijskim mieście Santa Maria zginęło 231 ludzi, głównie studentów. Jak przekazują korespondenci, cały kraj jest w szoku i żałobie. Pożar zapoczątkowali muzycy występujący na scenie, a gęsty dym błyskawicznie wypełnił klub. Większość ofiar zginęła w ciągu kilku minut.
Pożar wybuchł w klubie Kiss w nocy z soboty na niedzielę. Bawili się tam na otrzęsinach najmłodsi studenci z dużego uniwersytetu państwowego UFSM, do którego przyjeżdżają młodzi ludzie ze znacznej części kraju. Ile osób było w klubie, nie jest jasne. Dane wahają się od 500 osób do ponad tysiąca.
Wszystkiemu winien "Sputnik"?
Świadkowie utrzymują, że pożar rozpoczął się, gdy grający na scenie zespół rozpoczął mały pokaz pirotechniczny. Jeden z muzyków powiedział lokalnym mediom, że użyli tylko urządzenia do wytwarzania snopu iskier, które wykorzystywali już od dłuższego czasu i nie mieli z nim problemów.
- Nasz "Sputnik" był przecież zupełnie niegroźny. Nigdy nic się z nim nie działo - powiedział gitarzysta zespołu, Rodrigo Martins. Tym razem coś poszło jednak nie tak i zajęła się piankowa izolacja akustyczna na suficie nad sceną. - Kiedy zaczął się pożar, ochroniarz podał nam gaśnicę. Nasz wokalista próbował jej użyć, ale nie działała - dodał muzyk.
Dramat uwięzionych w klubie
- Ogień błyskawicznie się rozprzestrzeniał i był olbrzymi. Całe wnętrze szybko wypełniło się ciemnym, ciężkim dymem. Nic nie było widać - powiedział BBC miejscowy dziennikarz Marcel Gonzatto.
- Byłem blisko wejścia. Zobaczyłem szybko przemieszczający się przez klub ogień. Ludzie rzucili się do panicznej ucieczki i krzycząc "ogień" biegali we wszystkie strony. Dopadłem do drzwi, ale było ciężko się wydostać, bo przeciskał się przez nie tłum - mówił klubowy fotograf Fernanda Bona.
- To był nieopisany horror. Wyjścia ewakuacyjne były pozamykane. W chaosie rozdzieliłem się ze znajomymi. Potem na moich rękach umarła jakaś dziewczyna. Czułem jak jej serce przestaje bić - powiedział miejscowej telewizji Mattheus Bortolotto.
Kilkadziesiąt osób udusiło się w klubowej toalecie. Prawdopodobnie w chaosie i podtruci dymem mylili drzwi wyjściowe z drzwiami do toalety.
Wielka skala tragedii
Menadżer klubu przyznał w mediach, że był w "trakcie procesu" odnawiania licencji na prowadzenie swojego przybytku, a certyfikat bezpieczeństwa przeciwpożarowego wygasł w 2012 roku. Powiedział też, że otrzymał mailowo liczne pogróżki. Dotknęło to też członków zespołu, którzy stracili kolegę, akordeonistę.
Łącznie zginęło 231 osób. Ofiary w zdecydowanej większości uległy zatruciu dymem, a część została stratowana. Ponad sto osób trafiło do szpitali. W całym kraju ustanowiono trzydniową żałobę, a w stanie Rio Grande do Sul trzydziestodniową. Odwołano między innymi wielką imprezę w stolicy, Brasilii, która miała celebrować 500 dni pozostałych do rozpoczęcia Mundialu w 2014 roku.
Pożar w Santa Maria był najtragiczniejszym pożarem w Brazylii od czterech dekad. Na całym świecie w pożarze klubu nie zginęło tyle osób od 1942 roku, kiedy od ognia w klubie nocnym w Bostonie zginęły 492 osoby.
Autor: mk\mtom / Źródło: BBC, France24, Reuters