Kogo zabrać na swoją łódź, a kogo zostawić - takie decyzje musiał podejmować Otto Loevik, który znalazł się w piątek po południu na jeziorze Tyrifjorden w momencie, kiedy uzbrojony Anders Behring Breivik dokonywał rzezi na młodych ludziach na wyspie Utoya. O przeżyciach Loevika, który nie chciał rozmawiać z mediami, opowiedziała agencji Reutera jego żona Wenche.
- On pamięta twarze tych młodych ludzi, których musiał zostawić - mówi Wenche Loevik. Jej mąż uratował około 50 osób, które schroniły się przed szaleńcem w jeziorze. Sam był w tym czasie pod ostrzałem, bo Breivik nawet w wodzie chciał dosięgnąć tych, którzy tam przed nim uciekli.
Większość z nich była przerażona, kiedy nas zobaczyła. Nie wiedziała, czy może nam ufać. Płakali, trzęśli się, histeryzowali. W końcu się trochę uspokoili. Jeden z tych dzieciaków zapytał mnie, czy może się przytulić wenche o dzieciach
"Płakali, trzęśli się, histeryzowali"
Otto Loevik był z jedną osób, która przyjechała na kemping na Utoya i który zdecydował się pomóc młodym ludziom zabierając ich na swoją łódź. Tym, których zabrać nie mógł, rzucał kamizelki ratunkowe. Jak wspomina Wenche Loevik po tragedii wiele z tych osób chodziło po kempingu owinięta w koce i ciepłe ubrania.
- Większość z nich była przerażona, kiedy nas zobaczyła. Nie wiedziała, czy może nam ufać. Płakali, trzęśli się, histeryzowali - wspomina kobieta. - W końcu się trochę uspokoili. Jeden z tych dzieciaków zapytał mnie, czy może się przytulić. Zastanawiam się, ile jeszcze osób by zginęło, gdyby nas tam nie było - dodaje.
32-letni Anders Behring Breivik oskarżony jest o zamach bombowy w Oslo i masakrę na wyspie Utoya. W obu atakach śmierć poniosły przynajmniej 93 osoby.
Źródło: Reuters