Kandydat Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli Nicolas Maduro niewielką różnicą głosów wygrał niedzielne wybory prezydenckie w tym kraju - podała komisja wyborcza. Jego rywal Henrique Capriles Radonski żąda ponownego przeliczenia głosów. Dowódca sił zbrojonych Wilmer Barrientos zaapelował do wojska, by przyjęło wyniki wyborów.
Według Państwowej Komisji Wyborczej (CNE) 50-letni Maduro zdobył 50,66 proc. głosów, a 40-letni Capriles Radonski, centrysta, uzyskał 49,07 proc. Maduro zwyciężył różnicą ponad 234 tys. głosów - powiedziała szefowa CNE Tibisay Lucena.
Katastrofa dla chavizmu
Według analityków tak mała przewaga jest katastrofą dla Maduro. W tych wyborach "oficjalny zwycięzca wydaje się największym przegranym" - ocenił politolog z Amherst College w Massachusetts, Javier Corrales. - Opozycja, która oficjalnie przegrała, z wyborów wyszła silniejsza niż przed sześcioma miesiącami - podkreślił.
Jak pisze agencja EFE, pod pałacem Miraflores zgromadziło się mniej osób niż podczas poprzednich wyborów. "Z powodu pyrrusowego zwycięstwa atmosfera była wręcz smutna" - dodaje agencja. "Wyniki zobowiązują nas do głębokiej samokrytyki" - napisał na Twitterze przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Diosdado Cabello, którego wielu komentatorów uważa za rywala Maduro wewnątrz Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli (PSUV). Maduro nie ogłosił swojego zwycięstwa z balkonu pałacu Miraflores, jak miał to w zwyczaju Chavez. Przemówienie wygłosił na podwyższeniu pod pałacem. "Myślę, że dotarło do nas, że Chaveza już nie ma (...). Ten balkon to miejsce należące do Chaveza. Wyobrażam sobie, że od teraz zawsze będzie ono puste" - powiedziała agencji EFE mieszkanka Caracas Gloria Hernandez.
"Nie chcemy przemocy, chcemy pokoju"
Maduro, którego zmarły niedawno prezydent Hugo Chavez wyznaczył przed śmiercią na następcę, przez pałacem prezydenckim Miraflores ogłosił swoje zwycięstwo. Określił je jako "sprawiedliwe, legalne i zgodne z konstytucją". To kolejny dowód na to, że "Chavez pozostaje niezwyciężony, że wygrywa kolejne bitwy" - zaznaczył Maduro, który od 2006 roku był szefem wenezuelskiej dyplomacji oraz jednym z najbliższych doradców Chaveza. W swoim przemówieniu apelował o spokój. - Nie chcemy przemocy, chcemy pokoju - mówił Maduro, były kierowca autobusu, ubrany w bluzę w barwach narodowych Wenezueli.
"Mamy inne wyniki"
Tymczasem Capriles Radonski ogłosił, że nie uznaje wyników głosowania. Domaga się ponownego przeliczenia wszystkich głosów. "Mamy inne wyniki" - podkreślił kandydat opozycji, zwracając się do swoich zwolenników. Twierdzi, że podczas głosowania doszło do ponad 3 tys. incydentów.
- Tym, który dzisiaj został pokonany, jest pan i pana rząd - powiedział Capriles Radonski, zwracając się do Maduro. - Nie uznamy rezultatów, dopóki nie zostanie przeliczony każdy głos oddany przez Wenezuelczyków - zaznaczył. Podkreślił, że "walka jeszcze się nie skończyła".
Maduro w przemówieniu po ogłoszeniu zwycięstwa zgodził się na przeprowadzenie audytu wyborów, czego domaga się opozycja. - Zwracam się do Państwowej Komisji Wyborczej z oficjalną prośbą o przeprowadzenie audytu - powiedział. Stwierdził też, że przed ogłoszeniem wyników przez 15 minut rozmawiał przez telefon z opozycyjnym rywalem. Capriles Radonski miał mu zaproponować "pakt", który Maduro odrzucił. Jednak Capriles Radonski zdementował te informacje. - Nie zawieram paktów z kłamstwem czy korupcją - dodał.
Zaprzysiężenie nowego prezydenta zaplanowano na piątek.
Autor: //gak / Źródło: PAP