- De facto Krym jest już w Federacji Rosyjskiej. Są tam pieniądze rosyjskie, wojska rosyjskie, zarządzanie rosyjskie - mówił we "Wstajesz i wiesz" Andrzej Talaga, dyrektor ds. strategii Warsaw Enterprise Institute i dziennikarz. Zastrzegł jednak, że w jego ocenie, Krym nie zostanie w pełni anektowany przez Federację Rosyjską, by nie wywołać skandalu międzynarodowego, natomiast pozostanie w jej strefie wpływów. - Krym będzie czarną dziurą w Europie. To będzie twór ani taki, ani taki - podsumował.
W niedzielę na Krymie ogłoszono wyniki referendum ws. przyłączenia półwyspu do Rosji. Frekwencja wyniosła 83,1 proc., "za" było 96,8 proc. uczestników. Sprawa została ostro skrytykowana na arenie międzynarodowej, wiele krajów nie uznaje tych wyników.
Andrzej Talaga, pytany we "Wstajesz i wiesz" o przyszłość Krymu w związku z referendum, odpowiedział, że prawdopodobnie będzie ono nowym pod względem prawnym tworem. - Pytanie de iure: czy Moskwa przyjmie Krym? Mówi, że chce, ale mówić a robić to wielka różnica. Wydaje mi się, że tego nie zrobi, dlatego, że afera międzynarodowa będzie zbyt gruba - mówił Talaga.
Dodał, że jeżeli aneksja miałaby nastąpić i tak zajmie to trochę czasu. - Władze krymskie mówią, że przyjęcie do Federacji Rosyjskiej, uruchomienie wszystkich procedur prawnych, operacyjnych trwa ok. roku, a więc rok przynajmniej ma Rosja, żeby rozegrać tę sprawę. To będzie twór ani taki, ani taki: nie ogłosi niepodległości, de facto nie jest już ukraiński, ale de iure nie jest też rosyjski, czyli będzie taką czarną dziurą w Europie. W taką czarną dziurę można będzie wepchnąć każde możliwe rozwiązanie i polityczne i militarne - zauważył.
Czy na Kremlu jest rozsądek?
Talaga powiedział też, że zarówno naciski Europy jak i USA mają znaczenie w odrzuceniu przez Moskwę pełnej aneksji Krymu: - Warunki Zachodu są takie: wojska mają wycofać się z powrotem do baz i Krym nie może być przyjęty do Federacji Rosyjskiej. Jest to wykonywalne dla Rosji - sankcji nie musi być.
Dziennikarz zwrócił uwagę, że nadmierne dążenia imperialne Rosji i Krymu byłyby "ciężkim błędem politycznym". - Mam nadzieję, że rozsądek na Kremlu jeszcze pozostał - dodał.
Gość "Wstajesz i wiesz" szacował także wysokie koszta, z jakimi wiąże się dla Rosji sprawa aneksji Krymu. Przypomniał, że do tej pory połowa budżetu na półwyspie pochodziła ze środków z Kijowa. - Ktoś będzie musiał zapłacić za prąd, ktoś będzie musiał zapewnić ludziom żywność. Teraz musi płacić Rosja - mówił.
Autor: AP\mtom / Źródło: tvn24