Przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un pojawił się z niespodziewaną wizytą w strefie zdemilitaryzowanej i zaapelował do wojsk strzegących pogranicza o zachowanie "maksymalnej czujności", ponieważ "cały czas znajdują się w konfrontacji z wrogiem" - poinformował w poniedziałek południowokoreański dziennik "Chosun Ilbo".
Do wizyty miało dojść w sobotę. Kim m.in. patrzył przez lornetkę w kierunku Korei Południowej. Mówił też żołnierzom, żeby upewnili się, iż następna bitwa zakończy się "poddaniem wrogów komunizmu, a nie zawieszeniem broni".
Było to nawiązanie do wojny na Półwyspie Koreańskim, która miała miejsce w latach 50. XX wieku. Nie zakończyła się ona nigdy podpisaniem traktatu pokojowego, a jedynie zawieszeniem broni.
Generałowie u boku
Wizyta Kim Dzong Una miała miejsce w sytuacji rosnącego napięcia w związku z corocznymi manewrami armii Korei Południowej i USA (rozpoczęły się w ubiegły poniedziałek i potrwają 12 dni). Następcy Kim Dzong Ila towarzyszyli dwaj generałowie Kim Yong-chol i Kang Sok-ju.
Ten pierwszy miał ponoć - zdaniem "Chosun Ilbo" - nadzorować atak na południowokoreańską korwetę Cheonan i ze względu na tajną naturę swojej pracy rzadko pojawia się publicznie. Z kolei Kang jest jednym z głównych graczy jeśli chodzi o rozmowy z Waszyngtonem na temat programu jądrowego Phenianu.
Zdaniem niezidentyfikowanego z nazwiska przedstawiciela wywiadu Korei Południowej towarzystwo generałów wskazuje na determinację Kin Dzong Una, by nie "opuścić gardy" i nie dać się zaskoczyć wrogom.
Przywódca państwa
Kim Dzong Il zmarł 17 grudnia 2011 roku na atak serca. Schedę po nim przejął syn - urodzony w 1983 lub 1984 roku Kim Dzong Un.
Licząca 1,2 mln żołnierzy armia Korei Południowej jest czwartą co do wielkości na świcie.
Źródło: chosun.com