- Załadowali mój samolot rakietami do niszczenia czołgów i budynków. Potem dowódca powiedział, że mam bombardować protestujących - powiedział libijski pilot, który właśnie wrócił z Malty, gdzie uciekł ze swoim myśliwcem. Dwóch wojskowych w wyzwolonym Trypolisie witano jak bohaterów.
Dwóch pilotów w randze pułkownika uciekło na Maltę w pierwszym tygodniu rebelii przeciw władzy Muammara Kaddafiego. Po powrocie do kraju udzielili wywiadu, w którym opisali dzień, kiedy zdecydowali się na zignorowanie rozkazów.
Nieposłuszeństwo w powietrzu
21 lutego obaj piloci dostali rozkaz przygotowania się do lotu z swojej bazy pod Trypolisem. Jak mówił płk. Ali al-Rabiti, jego maszyna została załadowana rakietami wykorzystywanymi do niszczenia celów naziemnych, przede wszystkim czołgów i budynków. - Dowódca, który był lojalny wobec Kaddafich, kazał nam atakować demonstrantów w Bengazi - mówi pilot.
Jak twierdzi pułkownik, przyjął rozkaz i wraz z kolegą udał się do samolotów. Jednak tuż po starcie skierował się na północ w kierunku Malty. Dwa Mirage F1 bez ostrzeżenia pojawiły się nad lotniskiem w La Valeccie i wylądowały bez pytania kontrolerów o zgodę. Na ziemi obaj piloci i ich maszyny zostały internowane.
W kolejnych miesiącach przedstawiciele reżimu Kaddafiego mieli wielokrotnie naciskać na Maltę, aby zwróciła samoloty. La Valetta odmówiła. W zamian za to brytyjscy wojskowi rozbroili oba Mirage i uniemożliwili im wykonywanie lotów bojowych. Pomimo powrotu pilotów do Libii samoloty pozostały na Malcie.
Płk. al-Rabiti powiedział dziennikarzom, że chce wrócić do latania i do pracy w "wolnej Libii". - Będę kontynuował swoją karierę pilota, aby bronić nieba nad wolną Libią, nie żeby zabijać Libijczyków - powiedział wojskowy.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia