Wśród 224 ofiar katastrofy airbusa, który rozbił się na półwyspie Synaj w Egipcie, była ona - Swietłana. Żona, matka i babcia - wracała do Sankt Petersburga z kurortu Szarm el-Szejk tydzień przed resztą rodziny. W kraju czekał na nią mąż Anatolij.
W poniedziałek większość ciał ofiar sobotniej katastrofy doleciała do Sankt Petersburga na pokładzie wojskowego samolotu transportowego. Po południu w zakładzie medycyny sądowej rozpoczęła się identyfikacja ciał ofiar. Na tę czekają teraz rodziny 224 osób, które straciły życie w Egipcie. Prawie wszystkie pochodzą z Petersburga. Miasto jest w żałobie.
Petersburg opłakuje ofiary katastrofy
Wśród ofiar katastrofy jest żona Anatolija Doduczkina. Mężczyzna, pokazując zdjęcie Swietłany, mówi, że to był jej pierwszy wyjazd bez niego. Do Szarm el-Szejk poleciała z córką i dwojgiem wnucząt. Rodzina wyjechała na 14 dni, tylko Swietłana miała wrócić do domu tydzień wcześniej. Jej córka i wnuki wciąż są w Egipcie.
- Pewnie będę żył jeszcze jakieś trzy miesiące. Nie będę w stanie dłużej, nie chcę dłużej żyć. Nie interesuje mnie już życie, zarabianie pieniędzy - mówi Anatolij.
- Chcieli pokazać dzieciom morze, ryby. Mówiłam jej - są jeszcze za małe, pojedźcie jak podrosną, ale zdecydowali inaczej i Swietłana z nimi pojechała, a teraz już jej z nami nie ma - nie dowierza teściowa Swietłany.
Ofiary katastrof opłakują nie tylko ich najbliżsi. W niedzielny wieczór tysiące osób zebrało się na jednym z placów Petersburga. Składali tam kwiaty, palili znicze i wypuścili w powietrze białe balony.
Przyczyny katastrofy airbusa A321 linii należącego do rosyjskich linii czarterowych Kogalymavia nie są znane. Rozpoczęła się wstępna analiza danych z czarnych skrzynek maszyny odnalezionych na egipskiej pustyni.
Według nieoficjalnych informacji egipskich służb samolot nie został trafiony pociskiem, co sugeruje, że do katastrofy mogło dojść z powodu problemów technicznych.
Autor: adso/ja / Źródło: Reuters, Enex